Wtorek, 8 maja 2018
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici di Bici, dz.246
Po smacznym i bardzo urozmaiconym jak na włoskie standardy śniadaniu (była nawet szynka i ser!) oraz miłym pożegnaniu z Nonną Fo (Babcią Fortuną) ruszyliśmy na pierwszego biga Passo della Bocchetta. Pogoda piękna: słonecznie i niegorąco. Jedziemy!
To nie jest słynna (po katastrofie budowlanej z sierpnia 2018) A10, tylko jej przedłużenie - A26 na zachód od Genui, kawałek powyżej Voltri
Big wszedł jak w masełko (big z rana jak śmietana) i już zjeżdżamy do Genui. Robi się upał. Genua się ciągnie. Jedziemy przez brzydkie przemysłowe przedmieścia, a potem okolice portu. Brzydko i straszny ruch, więc robimy zakupy w Lidlu (obowiązkowe tutaj pesto alla Genovese ;) i lecim na drugiego biga.
Tym razem start z poziomu morza, więc podjazd zacny, ale Passo del Faiallo wchodzi całkiem sensownie. Jedyny problem to nadchodząca burza. Dwa razy nawet łapie nas deszcz, ale w obu przypadkach wyjątkowo jest się gdzie schować (co jest generalnie rzadkością w górach). Są też przepiękne widoki na dolinę i port w Genui, niestety z powodu burzy i pochmurnej pogody widoczność jest beznadziejna i ze zdjęć nici :/
Podczas drugiego deszczu rozważamy nawet nocleg na dziko, bo akurat jest świetne miejsce: jakieś opuszczone jakby domostwo czy chatka pasterska, całkiem nieźle (niegdyś) urządzona, a i obecnie w akceptowalnym stanie (choć jednak zdewastowana). Sęk w tym, że nigdzie w okolicy nie ma wody. Może jakby się uparł, to by znalazł, bo widać pozostałości wodociągu, ale postanawiamy jechać dalej.
Na szczyt biga bez przygód, a potem dość szybki zjazd. W Vara Superiore i Inferiore rozglądamy się za jakimś noclegiem, ale mimo że są dwa albergi i jedno pensione, to wszystko zamknięte na głucho. Dopiero w San Pietro d'Olba trafia się B&B. Trochę zbyt eleganckie i cena na booking to 60 EUR, zresztą nikogo nie ma w środku. Wchodzę do lokalnego sklepu zapytać, czy znają jeszcze coś w okolicy, ale nie. Sprzedawczyni jednak łapie za telefon i dzwoni do właścicielki B&B. Po negocjacjach telefonicznych, które przeprowadziłem (po włosku!) staje na cenie 45 EUR a noc. Drogo, ale akceptowalnie. Nawet jeśli okaże się, że trzeba zostać dwie noce, bo jutro według prognoz to chyba będzie cały dizeń lać.
Potem okazuje się, ze to najbardziej wypasiony nocleg całej wyprawy. Mamy do dyspozycji cały dom (bo innych gości nie ma), pełną kuchnię i lodówkę, mnóstwo żarcia i wszystko w cenie. I jeszcze gospodynie kupuje nam świeżutką foccacię. Żryć nie umierać! :)
Trasa.
To nie jest słynna (po katastrofie budowlanej z sierpnia 2018) A10, tylko jej przedłużenie - A26 na zachód od Genui, kawałek powyżej Voltri
Big wszedł jak w masełko (big z rana jak śmietana) i już zjeżdżamy do Genui. Robi się upał. Genua się ciągnie. Jedziemy przez brzydkie przemysłowe przedmieścia, a potem okolice portu. Brzydko i straszny ruch, więc robimy zakupy w Lidlu (obowiązkowe tutaj pesto alla Genovese ;) i lecim na drugiego biga.
Tym razem start z poziomu morza, więc podjazd zacny, ale Passo del Faiallo wchodzi całkiem sensownie. Jedyny problem to nadchodząca burza. Dwa razy nawet łapie nas deszcz, ale w obu przypadkach wyjątkowo jest się gdzie schować (co jest generalnie rzadkością w górach). Są też przepiękne widoki na dolinę i port w Genui, niestety z powodu burzy i pochmurnej pogody widoczność jest beznadziejna i ze zdjęć nici :/
Podczas drugiego deszczu rozważamy nawet nocleg na dziko, bo akurat jest świetne miejsce: jakieś opuszczone jakby domostwo czy chatka pasterska, całkiem nieźle (niegdyś) urządzona, a i obecnie w akceptowalnym stanie (choć jednak zdewastowana). Sęk w tym, że nigdzie w okolicy nie ma wody. Może jakby się uparł, to by znalazł, bo widać pozostałości wodociągu, ale postanawiamy jechać dalej.
Na szczyt biga bez przygód, a potem dość szybki zjazd. W Vara Superiore i Inferiore rozglądamy się za jakimś noclegiem, ale mimo że są dwa albergi i jedno pensione, to wszystko zamknięte na głucho. Dopiero w San Pietro d'Olba trafia się B&B. Trochę zbyt eleganckie i cena na booking to 60 EUR, zresztą nikogo nie ma w środku. Wchodzę do lokalnego sklepu zapytać, czy znają jeszcze coś w okolicy, ale nie. Sprzedawczyni jednak łapie za telefon i dzwoni do właścicielki B&B. Po negocjacjach telefonicznych, które przeprowadziłem (po włosku!) staje na cenie 45 EUR a noc. Drogo, ale akceptowalnie. Nawet jeśli okaże się, że trzeba zostać dwie noce, bo jutro według prognoz to chyba będzie cały dizeń lać.
Potem okazuje się, ze to najbardziej wypasiony nocleg całej wyprawy. Mamy do dyspozycji cały dom (bo innych gości nie ma), pełną kuchnię i lodówkę, mnóstwo żarcia i wszystko w cenie. I jeszcze gospodynie kupuje nam świeżutką foccacię. Żryć nie umierać! :)
Trasa.
- DST 78.26km
- Czas 05:19
- VAVG 14.72km/h
- VMAX 58.34km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 1607m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
No to widzę (również z niecodziennej sążnistości opisu;), że Genua - Maxima!
huann - 21:32 wtorek, 8 maja 2018 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!