Informacje

  • Wszystkie kilometry: 215812.17 km
  • Km w terenie: 5228.95 km (2.42%)
  • Czas na rowerze: 433d 08h 06m
  • Prędkość średnia: 20.75 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 12 października 2014 Kategoria !KTM, Wypad

Big Bang, dz. 9 - porachunkowy

20. Z Nebelhornem miałem porachunek nieuregulowany od 2009 roku. Wtedy to bowiem, podczas wyprawy Balkalpin, zmierzyłem się z nim po raz pierwszy i poległem. I mimo że później na tej samej wyprawie podjechałem Malga Palazzo, to mój żal był wciąż nieutulony. Mówiłem sobie, że miałem nieodpowiednie opony na ten żwirek co tam miejscami leży, że przy tych nachyleniach trzeba to robić na góralu z solidnymi klockami i że nic dziwnego, że poległem, ale tak naprawdę to trochę się bałem wrócić na tę rzeźnię, co tam jest. No, ale tym razem nie było odwrotu, będąc tak blisko i mogąc zabrać ze sobą dowolnie wybrany rower ze swojej stajni, nie mogłem po prostu odpuścić. Więc dziś rano zmieniłem w KTMie tylne koło (bo nie chciało mi się zmieniać samej opony :p) oraz pedały (bo ruszanie pod taką stromiznę na jednostronnych to męka, o czym przekonałem się właśnie na Maldze) i ruszyłem. Pogoda piękna, po wczorajszym deszczu nawet droga zdążyła już wyschnąć, więc nie ma przeproś: jeśli polegnę, to po prostu dlatego, że jestem za słaby.

Początek to dobra rozgrzewka: nachylenia stopniowo rosną, by wreszcie ustabilizować się w okolicach 12-18%, czasami muskając 20. Tak dojechałem na poziom 1380 m npm (start był z 850), a tam zrobiło się tak:


Podjazd na Nebelhorn

oraz tak:


Jechałem więc w tym koszmarze od zakrętu do zakrętu, bo tylko na nich droga na tyle się wypłaszczała, że dało się ruszyć z miejsca pod górę, ergo: można się było na chwilę zatrzymać. Niestety, mimo Nobby NICa z tyłu podjazd mnie trzykrotnie "zrzucił" przed zakrętami (za sprawą żwirku), więc te trzy razy musiałem podepchać po kilka metrów, bo ruszyć z tego miejsca się nie dało nawet ustawiając rower w poprzek drogi (technika, którą opracowałem na Maldze i przy której właśnie bardzo przeszkadzają jednostronne pedały). Tzn. dwa razy udało mi się tak ruszyć (w innych miejscach), ale te trzy powyższe razy już nie. Więc w sumie z 15 metrów musiałem rower podprowadzić. Czy można mimo to uznać, że podjazd mam zaliczony...? Ja uważam, że tak. Na ogólny obraz to nie ma wpływu, choć oczywiście "bardziej elegancko" byłoby podjechać każdy metr.
Dodam, że w drodze powrotnej udało mi się zmierzyć nachylenia tych miejsc, gdzie nie dałem rady ruszyć pod górę: 38%, 36% i 39%!!!

W pozostałych miejscach było już łagodniej, maksymalnie 35% :) Na przykład tuż przed tym miejscem:

Rowerzysta na Nebelhornie. W ten sposób się podjeżdża ok. 700 m w pionie

Miejscami było jednak znośniej bo ledwo 20% z (zazwyczaj dużym) hakiem, więc się spoko jechało, dysząc jak lokomotywa i często stając dla zwalczenia pieczenia w udach :) Ale było też pięknie, o:


Wijąca się droga na Nebelhorn. Szerokość: 2m, nachylenie odcinka na zdjęciu ok 17-20%

Wszystko co dobre się jednak kiedyś kończy, więc i ten podjazd skończyć się musiał. No i wreszcie się skończył, a ja - po ponad pięciu latach - dokonałem vendetty i zdobyłem drogę na Nebelhorn!! :D

Na górze wygląda to tak:

Hala pod Nebelhornem


W oddali szczyt Nebelhornu

Dalej w stronę szczytu prowadzi już tylko szutrowa droga, w mojej opinii "niewyjeżdżalna", a podjazd formalnie kończy się na 2 068 m npm i ciut powyżej tego poziomu udało mi się dojechać (końcówka zresztą szutrem, więc pewnie licznik jak zwykle nie doliczył trochę metrów i asfalt się skończył na 2 068, a ja prawdopodobnie dojechałem na ok 2 100).

Powrót to oczywiście prawie taki sam koszmar jak podjazd. Na zjazd się nie odważyłem, bo raz, że nie bardzo ufam swoim hamulcom (tarcze to zaledwie 160 mm i szybko się grzeją), a dwa, że nie miałem kasku, bo to nie ten typ wyjazdu. No i wreszcie Nobby NICa miałem tylko z tyłu, więc pewnikiem przy słabej przedniej oponie na tym żwirku bym wywinął orła i skręcił kark. Nawet zejść było trudno :/

Od 1380 oczywiście już zjazd, ale z przymusowym studzeniem hamulców. Sądząc po zapachu byłem przekonany, że spaliłem klocki (miałem przy sobie zapasowe), ale po wystudzeniu znów działały :) Studzenie udało się zorganizować w ładnym miejscu:


Oberstdorf ze zboczy Nebelhornu

A teraz oficjalnie przyznaję, że jestem z siebie dumny, a nawet nadęty jak - nie przymierzając - polscy piłkarze po wczorajszym zwycięstwie nad Niemcami :)

21. Fischen - Riedbergpass - Fischen. Dziś był dzień dużych nachyleń. Oczywiście nic w okolicy nie równa się z Nebelhornem, ale i tutaj przez większość czasu było 11-16%. Ciężko mi szło, bo zmęczenie materiału dawało się we znaki, ale poszło. A na zjeździe moje biedne klocki znów dostały w okładziny ;)

22. Bihlerdorf - Allgäuer Berghof Spitze - Bihlerdorf. I znów łatwo nie było. Nie dość, że w drugiej części podjazdu nachylenia znów 12-15%, to jeszcze skończyło mi się żarcie i zaczęło mnie odcinać. Jakoś dojechałem, ale bardzo mnie cieszyła świadomość, że to już koniec.

Podsumowując wypad: ok 430 km i ponad 10 000 m podjazdów. Nawet nie chce mi się liczyć, ile to wyjdzie, zwłaszcza jak odliczę kilometry zrobione po Monachium. A odliczę, bo one nic tu do rzeczy nie mają. Jak policzę, to tu wpiszę statystyki wypadu, ale to już nie dziś.
Dobranoc ;)

EDIT:
Podsumowanie wypadu "Big Bang":
Łączny dystans: 419,00 km
Łączny dystans w dniach górskich: 336,05 km
Łączna suma podjazdów: 9 962 m
Łączna suma podjazdów w dniach górskich: 9 857 m
Średnio podjazdów w dniach górskich: 1 971 m dziennie i 2 933 m na każde 100 km trasy (!)
22 bigi zaliczone, a łącznie w tym roku 66, co jest absolutnym rekordem (dotychczasowy rekord to 40 bigów w roku 2010). Godne zakończenie bardzo górskiego sezonu :)

Aczkolwiek do końca roku jeszcze ponad 2 miesiące, więc mam nadzieję jeszcze pobić roczny rekord podjazdów z 2009 roku. Brakuje mi jeszcze tylko 7 700 metrów :)
  • DST 49.10km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:24
  • VAVG 11.16km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 2235m
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Gratulacje, zemsta może nierychliwa ale skuteczna:)
usulovski
- 19:37 wtorek, 14 października 2014 | linkuj
No, no! :)) Średnia prędkość niczym z typowej łódzkiej "drogi" "rowerowej" - i nawierzchnia podobna ;) Na szczęście widoki zdecydowanie ładniejsze! :D
huann
- 07:31 poniedziałek, 13 października 2014 | linkuj
O Jezusicku.... już na zdjęciach to wygląda przerzeźnicko, chociaż pięknie tam :)
BRAWO, BRAWO, BRAWO! :))) Jesteś hardcorem B-))
Carmeliana
- 05:24 poniedziałek, 13 października 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl