Informacje

  • Wszystkie kilometry: 215994.44 km
  • Km w terenie: 5246.65 km (2.43%)
  • Czas na rowerze: 433d 18h 16m
  • Prędkość średnia: 20.75 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2022

Dystans całkowity:488.22 km (w terenie 8.00 km; 1.64%)
Czas w ruchu:27:07
Średnia prędkość:18.00 km/h
Maksymalna prędkość:73.80 km/h
Suma podjazdów:5867 m
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:18.78 km i 1h 02m
Więcej statystyk
Piątek, 7 października 2022 Kategoria !Batawóz, Użytkowo

Po mieście Wiedeń

  • DST 11.88km
  • Czas 00:38
  • VAVG 18.76km/h
  • VMAX 25.50km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 62m
  • Sprzęt Batavus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 października 2022 Kategoria !Batawóz, Użytkowo

Po mieście Wiedeń

  • DST 10.93km
  • Czas 00:33
  • VAVG 19.87km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 68m
  • Sprzęt Batavus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 5 października 2022 Kategoria !Batawóz, Użytkowo

Po mieście Wiedeń

  • DST 12.37km
  • Czas 00:41
  • VAVG 18.10km/h
  • VMAX 31.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 67m
  • Sprzęt Batavus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 października 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 30 - dzień powrotu

Na lotnisko w Maladze, pakowanie roweru, rozpakowywanie roweru w Wiedniu i z lotniska do domu. Silny wiatr NW w Wiedniu, dał mi w kość.

Podsumowanie wyprawy Zwierz Alpuhary 2022:

Całkowity dystans wyprawy: 2 423 km, średnio dziennie 91,7 km (bez dni restowych).
Całkowita suma podjazdów: 41 642 m
, czyli 1718 m / 100 km. Zgodnie z oczekiwaniami mniej górzyście niż w Alpach, ale nie jakoś dużo mniej (ok. 15%).
Zaliczonych bigów: 27, średnio dziennie 1. W porównaniu do 1,7 w Alpach - żenada. I tu wychodzi charakterystyka jazdy po południowo-wschodniej Hiszpanii: czechy. Non stop czechy. Dlatego relatywnie dużo podjazdów przy relatywnie niewielu bigach.
Forma: z początku bardzo słabo (ale na szczęście pamiętałem o isostarze - jeden bidon dziennie - i chyba dzięki temu ominęły mnie skurcze łydek), a potem niewiele lepiej, bo raptem bez dramatu. Ani przez moment nie czułem się mocny. Nawet w lajtowej końcówce i po zacnym (wymuszonym) reście w Granadzie nie miałem jakiegoś odpału. Zaledwie poprawnie było. Lipa.
Sprzęt: z grubsza bez problemów, nawet z tylną przerzutką. Tzn. do dnia powrotu, bo po zmontowaniu roweru w Wiedniu zaczęła skakać, nawet na środkowym blacie. Trzeba oddać rower do przeglądu, bo od śmierci Ryśka nie był serwisowany. No i od ponad roku coś cyka z przodu, prawdopodobnie stery, ale po doświadczeniach z pękniętą ramą miewam najczarniejsze wizje :p W każdym razie żadnych - nawet drobnych - awarii komplikujących jazdę. Ani gumy, ani wymiany klocków, nic.
Okoliczności: ciekawe. Wybrzeże to ruch, palmy i upał, interior to pustynia, bezludzie i upał. A w obu miejscach czechy :p Uwaga na dostępność wody! W miasteczkach zawsze się jakoś zdobędzie (często są kraniki, a jak nie to od kogoś z domu), ale w górach często po prostu nie ma nic. O strumieniach zapomnij, a kraniki się trafiają, ale warto mieć ich mapę, bo jednak występują rzadko. No i nie wszystkie mają wodę. Powiedziałbym, że ok 15-20% było suchych.
Druga połowa wyprawy zdecydowanie bardziej widokowa od pierwszej, czytaj: Andaluzja wygrywa z Aragonią i Katalonią. Ceny całkiem ok. Noclegi wyraźnie tańsze niż w Austrii (ok. 40%), towary nieco tańsze (ok. 15%). Za to jedzenie marne. Praktycznie nic mnie nie chwyciło za serce. Najlepsze co jadłem w knajpie to stek i frytki, a najlepszy posiłek ze sklepu to lasagne :p No i pieczywo słabiutkie. Nawet świeżutkie z piekarni, smakuje jak marketowy odgrzewaniec - świeże, ale gumowate. Natomiast owoce prosto z drzew - super.
Ogólnie okoliczności oceniam na 4 minus w szkolnej skali. I chętnie porównam z północną Hiszpanią następnym razem* :)

* No i porównałem: północna Hiszpnia wygrywa (chyba że się nie lubi deszczu :p)

  • DST 30.79km
  • Czas 01:49
  • VAVG 16.95km/h
  • VMAX 33.95km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 164m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 października 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 29 i ostatni

Dziś miałem mieć sporo czasu (i miałem), więc budzik na 7:20, ale i tak się obudziłem o 6:40. Siła przyzwyczajenia ;)

Punkt o 9 mam w aucie wszystko oprócz roweru i kilku podręcznych drobiazgów i ruszam na biga Las Palomas do Ronda. Przy okazji widzę, że auto jest kompletnie zablokowane przez kogoś, kto zaparkował na miejscu dla niepełnosprawnych.  Nie wyjade, jak się nie ruszy :)
Wieje ostro SE. Najpierw zjazd 100 m do Grazelemy na start biga, o tej porze ulice opustoszałe, ale za to udaje mi się kupić świeży chleb :) Sam podjazd niezbyt długi i dość łatwy, wchodzi jak w masło i o 10 jestem z powrotem na kempingu.






Auto nadal zastawione, ale po interwencji u gospodarza dość szybko znajduje się właściciel i przeparkowuje. O 10:15 ruszam. Wieje jak diabli! Do Rondy większość czasu droga wąska i kręta, a mijanka z autobusem na zakręcie znów stresująca. W samej Rondzie duży ruch, ale udaje mi się znaleźć darmowy parking (konkretnie pierwszych 59 minut jest darmowych, ale przecież spoko zdążę, to tylko dwa kilometry spaceru w obie strony i kilkanaście zdjęć. I faktycznie zdążyłem, a Ronda przepiękna, prawie jak Pitigliano! ;)









Potem raptem 2,5 km autem i jestem pod ostatnim bigiem wyprawy - Alto de Cascajares. Zostawiam auto w bocznej dróżce i ruszam o 12:30. Wieje tak, że miejscu, gdzie droga wiedzie wąskim wąwozem, z najwyższym trudem jadę 9 kmh na nachyleniu raptem 3%. Łeb urywa i rowerem rzuca! Namordowałem się na tym bigu za trzech, zwłaszcza, że nachylenia małe, więc nic nie osłaniało od wiatru. Ma-sa-kra! Końcówka zamkniętą drogą prowadzącą przez teren kopalni i kamieniołom. Szczęście, że dziś niedziela, bo inaczej zapewne bym się tu w ogóle nie dostał! Na samej górze zwały żwiru i burze pyłowe od tego wiatru cholernego.





Zakładam okulary i zjeżdżam. Tu już dość przyjemnie, większość czasu z wiatrem, wiec mimo niskich nachyleń wykręcam maksymalna prędkość wyprawy :)


Moje większe! ;-)



Auto stoi nienaruszone, więc spakowawszy się wyruszam ok 15:20. Stąd już niecałe 100 km do Malagi. Jeszcze tankowanie pod koniec (tania benzyna w Hiszpanii - 1,60 EUR za litr) i dodatkowo odkurzam wnętrze, żeby się nie przyczepili. I tak się przyczepili, że nie wolno roweru we wnętrzu przewozić i w ogóle straszny raban gość zrobił, że się w złym miejscu rozładowuję (a wcześniej upewniłem się u innego gościa, że właśnie tutaj mam to robić, mimo że mnie się to miejsce wydawało bezsensowne), ale mu powiedziałem, że ma się odwalić, jak skończę się rozpakowywać, to pogadamy. A jak skończyłem, to go nie było :P A ten, co był, to obejrzał auto, stwierdził, że wszystko OK i bez problemów zwrócił mi depozyt (1200 EUR!). Uff.

Na koniec wpadłem do KFC po kolację (jakoś żadnej lokalnej restauracji w pobliżu nie znalazłem) i już przed 19 jestem w Hotel Royal Costa. Brzmi dumnie i faktycznie prawdziwy hotel, z eleganckimi recepcjonistami, śniadaniem, etc. No, spokojnie hotel biznesowy mógłby być, choć może taki trochę "przykurzony". Ale to pewnie od tego wiatru :p
A cena 37 EUR :)



Potem jeszcze gruby przepak przed lotem i już ok 20:30 mam wolny wieczór :)
  • DST 47.85km
  • Czas 02:38
  • VAVG 18.17km/h
  • VMAX 73.80km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 1057m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 października 2022 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Zwierz Alpuhary, dz. 28

Pobudka o 6, wyjazd 8:15. Dopiero co sie rozwidnilo :-P
Trasa na lotnisko skomplikowana. Znow oplotki, a nawet plot (! ), ale byla dziura i dalo sie przeprowadzic rower. O 8:40 jestem w wypozyczalni. Chwile czekam, a potem bardzo mily pan mnie obsluguje dosc sprawnie. Zamiast volkswagena t-roc dostaje mazde cx30, ponoc to nawet lepiej. Mozliwe, nie znam sie :-P



Pakowanie roweru i sakw, zdjecia uszkodzen auta (sporo ich!) i ok 9:30 ruszam. Pierwsze kroki do Leroy Merlin. Szukam pianki do pakowania roweru. Szukam dlugo, po angielsku i po hiszpansku. I po wlosku. W zadnym jezyku nie ma! Zrezygnowany kupuje 50m folii babelkowej za 40 eur (chociaz cena w porzadku) i ruszam do lidla. Jutro niedziela, a w poniedzialek rano lece, wiec zakupy musze zrobic juz do konca plus to, co zabieram ze soba. Lidl akurat niezbyt po drodze i Armageddon na parkingu, a ja jeszcze niezbyt czuje auto (wielkie i automat), wiec troche stresu jest. Ale finalnie bez problemow.

Po zakupach wreszcie ruszam na Gibraltar. Droga bardzo ruchliwa i bardzo kreta, choc dwupasmowa, wiec ciekawie. Ale tez momentami ladnie. Wreszcie ok. 12:30 widze pierwszy raz Skale Gibraltaru. No, niesamowita! 


Gdzie powietrza woń nektaru, a nie baru
Ach na skałach, być na Skałach Gibraltaru! 


O 13 parkuje w miejscu bezpańskim, wyciągam rower i w pedał. Po 4km granica (nie chciałem podjeżdżać bliżej, bo ciasne uliczki, duzy ruch i balem sie, ze nie bedzie miejsc parkingowych). Anglik tylko spoglada na paszport i mnie puszcza. Jestem w UK! Z prawostronnym ruchem! :-D

Poczatek w poprzek pasa startowego lotniska (!), potem przez miasto. Kojarzy sie troche z Monaco, choc nie az tak bogato wyglada. Potem zaczyna sie podjazd. A na 130 m wysokosci (start z poziomu morza) okazuje sie, ze ulica zamknieta na kłódkę i nie przejade. Jak niepyszny zjezdzam i probuje z drugiej strony. 15% i pod prąd! I tak wasko, ze musze stawac i przepuszczac auta z naprzeciwka. Meczace. A potem jest szlaban i okazuje sie, ze wjazd na gore jest biletowany. 16 funtow! Chodzi o to, ze cala Skala jest muzeum. Jest twierdza, baterie dzial, jaskinia, skywalk, inne cuda. Ale jazda dozwolona, wiec płacę, płaczę i jadę. Stromo, do 16%. Ale widoki niesamowite! Widać Afrykę!


Africa? 

A potem sa i malpy. Duzo. Rewelka! 





Wreszcie o 14:30 jestem na gorze. Fotki i zjazd. Weszla chmura, wiec zimno. Objechalem reszte skaly (wiec byly i podjazdy na zjezdzie), ale nie zwiedzilem nic, za malo czasu. Szkoda, chociaz skywalk bym sprobowal... Inna sprawa, ze pewnie byl osobno platny :-P





Z powrotem na granicy olbrzymia kolejka, ale omijam :-P


O 15:30 jestem przy aucie. Godzine pozniej niz planowalem! Jeszcze jedzenie, pakowanie i o 16 ruszam. Na kemping pod nastepnym bigiem 105 km i 2 godziny 15 minut. Ile? Jak to mozliwe?! 

Ano mozliwe. Tak bardzo eksponowanymi i waskimi szosami nie jechalem samochodem chyba nigdy! Niesamowite! Rzadko przekraczalem 50 kmh. A stromo... ! No, bardzo ciekawa jazda. I widokowa. Niestety z auta zdjec nie porobisz. Slabo :-(

O 18:30 wpadam do miasteczka Grazelma, na koncu ktorógo jest kemping. Ładnie.


Białe miasteczko. Pokażmy to polskim pielęgniarkom! ;-)

Aż tu zonk! Fiesta i poblokowane ulice. Policja kaze czekac! Na szczescie tylko kilka minut, ale potem przejazd przez miasteczko wśród mrowia pieszych i wymijanie autobusów na zyletke tez dostarczaja emocji. Wreszcie o 18:50 jestem na kempingu. Okazuje sie, ze fiesta jest dwudniowa, a mnie jutro czeka kilka kilometrow powrotu ta sama droga. Bedzie ciekawie... Ale przynajmniej prac juz dzis nie musze :-)

Ps. Tym razem nie zalalem telefonu (choc byc moze troche zapociłem), ale znow nie chce sie ladowac. Mam nadzieje, ze jak podeschnie, to jednak zalapie. Ale szczescie, ze mam sluzbowy! :O
  • DST 29.42km
  • Czas 02:07
  • VAVG 13.90km/h
  • VMAX 34.99km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 634m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl