Poniedziałek, 25 kwietnia 2011
Kategoria Surly-arch, Wypad
Big Night ;) dzień 3.
Bogatynia - Frydlant - Jindrichovice - Gryfów Śl. - Lwówek Śl. (bardzo ładne miasteczko!!) - Złotoryja - Legnica - (pociąg) - Łódź
Dzień trochę bez historii. Chodziło o to, żeby zdążyć do Wrocławia przed godz. 16 (pociąg do Łodzi). 175 km. Z założenia dystans i czas bez problemu, ale:
1) spaliśmy 4 godziny
2) po wczorajszym byliśmy wymięci niemożebnie
3) wyjechaliśmy o godzinę za późno
4) teren okazał się nadspodziewanie górzysty (do Złotoryi średnio 100m podjazdów na 10km trasy, czyli całkiem solidnie)
5) był przeciwny wiatr
6) popadywało
Życie więc dość szybko zweryfikowało plany i kwestią stało się zdążenie do Legnicy na jakiś pociąg, który dowiezie mnie do Wrocławia przed 16. Okazało się, że jest taki - o 13:35. Jakoś się dotoczyłem, a Transatlantyk popłynął nitką południową przez Świeradów i Jelenią na na Kraków, ale to już osobna historia.
Wrażenie z trasy to przede wszystkim zmęczenie, a z pozytywnych - ładne widoki w Górach Kaczawskich i urokliwy Lwówek Śląski z ciekawymi fortyfikacjami i wieżą.
Podsumowanie: wypad bardzo ciężki (650 km i 5.300 metrów podjazdów w 3 dni). Zwłaszcza drugi dzień dał mocno w kość i szczerze mówiąc był po prostu przesadnie zaplanowany, zwłaszcza jak na możliwości Transatlantyka, który nie jest jeszcze pełni formy - nie zdążył się rozjeździć w tym sezonie.
Wypad jednak uznaje za udany, ponieważ mimo trudności udało się przejechać praktycznie całą trasę (pominięty odcinek Legnica-Wrocław nie był sednem ;), zdobyć BIGa i przede wszystkim spotkać się z przyjacielem :)
Dzień trochę bez historii. Chodziło o to, żeby zdążyć do Wrocławia przed godz. 16 (pociąg do Łodzi). 175 km. Z założenia dystans i czas bez problemu, ale:
1) spaliśmy 4 godziny
2) po wczorajszym byliśmy wymięci niemożebnie
3) wyjechaliśmy o godzinę za późno
4) teren okazał się nadspodziewanie górzysty (do Złotoryi średnio 100m podjazdów na 10km trasy, czyli całkiem solidnie)
5) był przeciwny wiatr
6) popadywało
Życie więc dość szybko zweryfikowało plany i kwestią stało się zdążenie do Legnicy na jakiś pociąg, który dowiezie mnie do Wrocławia przed 16. Okazało się, że jest taki - o 13:35. Jakoś się dotoczyłem, a Transatlantyk popłynął nitką południową przez Świeradów i Jelenią na na Kraków, ale to już osobna historia.
Wrażenie z trasy to przede wszystkim zmęczenie, a z pozytywnych - ładne widoki w Górach Kaczawskich i urokliwy Lwówek Śląski z ciekawymi fortyfikacjami i wieżą.
Podsumowanie: wypad bardzo ciężki (650 km i 5.300 metrów podjazdów w 3 dni). Zwłaszcza drugi dzień dał mocno w kość i szczerze mówiąc był po prostu przesadnie zaplanowany, zwłaszcza jak na możliwości Transatlantyka, który nie jest jeszcze pełni formy - nie zdążył się rozjeździć w tym sezonie.
Wypad jednak uznaje za udany, ponieważ mimo trudności udało się przejechać praktycznie całą trasę (pominięty odcinek Legnica-Wrocław nie był sednem ;), zdobyć BIGa i przede wszystkim spotkać się z przyjacielem :)
- DST 111.86km
- Teren 3.00km
- Czas 04:50
- VAVG 23.14km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 847m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Zrobiłeś w towarzystwie moim oraz tego własnie bikera prawie 2 lata temu trasę łódź-przedbórz-łódź. On naprawde prawie nic nie pije i prawie nic nie je (przynajmniej nic kalorycznego), a jedzie i to jak pociąg pospieszny (i nie ma opóźnień!). Nie wiem, jak to jest możliwe. A co do słodyczy, to są faktycznie drogie, zwłaszcza na stacjach paliw, ale paliwo z nich jednak kiepskie, bo na długo powera ze słodyczy nie starczy i jeszcze zęby sie od nich psują!
el kondor - 14:04 środa, 27 kwietnia 2011 | linkuj
Ja w moich złotych czasach, gdy byłem zdolny robić trasy nawet do 150 - 200 km dziennie (to se chyba ne vrati), najwięcej wydawałem na picie - latem w upał potrafiłem wypijac hektolitry płynów na 100 km, w tym równiez energetyzujące drinki, które tanie raczej nie są. Znam jednak pewnego dalekobieżnego bikera (którego ty tez znasz), który, z tego co wiem, prawie nic nie pije, a robi po 300-500 km. Troche to wbrew fizjologii ludzkiej, ale może on jakis zmodyfikowany :-)
el kondor - 21:09 wtorek, 26 kwietnia 2011 | linkuj
Tym razem będą tylko ciepłe słowa. 650 km w 3 dni, w tym ponad 500 w 2 dni!!!! Powiem tak - gdybym dysponował takim napędem w nogach jak ty, aardzie, to samochód nie byłby mi do niczego potrzebny. Dużo kasy bym zaoszczędził! Szkoda, że nie mam takiego napędu. Pozdrower.
el kondor - 19:37 wtorek, 26 kwietnia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!