Informacje

  • Wszystkie kilometry: 230914.09 km
  • Km w terenie: 5475.01 km (2.37%)
  • Czas na rowerze: 465d 02h 31m
  • Prędkość średnia: 20.69 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 31 sierpnia 2025 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Pirenoja, dz. 20

Ranek wstał piękny, ale bardzo wilgotny. Starałem się szykowac sprawnie, bo dziś ciężki dzień, ale też chciałem podsuszyć namiot, żeby nie był tak cieżki, bo dziś cieżki dzień :)
W efekcie wyjchałem krótko przed 10 z wilgotnym namiotem (ale przynajmniej nie kompletnie mokrym).

Początek znaną z wczoraj szosą do La Seu, a potem ku Andorze. Generalnie pod górę, ale poza krótkimi fragmentami 4-6% bardzo łagodnie. O 10:40 jestem na granicy i od razu odpalam kartę eSIM Airalo. Działa! Będzie net! Za 1 EUR :)

Potem dalej lekko pod górę kilka kilometrów do Sant Julia de Loria, gdzie popasam na ławce w cieniu, a na ławce w słońcu dosuszam ręcznik i wypraną wczoraj koszulkę. Tu sie zaczyna skok w bok na biga, a jestem w centrum miasta, więc rozglądam się za lokalem, który zechce przechować moje sakwy. Narzucający się wybór, czyli biuro informacji turystycznej tuż obok odprawia mnie krótkim, żołnierskim "impossible". Sklepy będa miały sjestę (i tak cud, ze czynne w niedzielę!), więc przychodzi mi do głowy hotel. O dziwo nie mam żadnego w zasięgu wzroku, ale po kilku minutach poszukiwań (pierwszego hotelu z mapy nie mogłem znaleźć w terenie, dziwne) trafiam do hotelu Folch. Tutaj bardzo miły recepcjonista zgadza się zamknąć sakwy w szafie, więc zostawiam i o 11:40 ruszam na biga La Rabassa (2060).

Początek bardzo stromy, trzyma 10-11% przez większość czasu. Szybko wyeżdżam ponad miasto i robią się widoki :)



Dalej już nieco łagodniej, 6-9%, tylko na agrafkach do 12. Swoją drogą ciekawe, w innych krajach na głównych szosach na zakrętach jest najłagodniej, tutaj odwrotnie. Ale szosa przyzwoitej jakości, ruch niewielki, więc jedzie się dobrze, tylko coś mnie w krzyżu łupie. Dziwne, po takim czasie w siodle, to już ciągnięcie z krzyża pod górę nie powinno być problemem, a dziś wyraźnie boli.

Postój trochę za połową drogi, bez widoków, pod dolną stacją czegoś, co wygląda na kolejkę górską jak w lunaparku, tylko że w górach! Zjazd z samej góry aż dotąd! Niestety nie widziałem źadnego wagonika w trasie :(

Reszta podjazdu spoko, tylko ten krzyż. Na górze wciąż słonecznie, ale chłodno, 19 stopni, i widać, że od Hiszpanii idą brzydkie chmury. Niestety prognoza, że dziś popołudniu ma lać, może się jeszcze sprawdzić...



Zjeżdżając biorę wodę ze źródełka i jestem z powrotem w hotelu Folch o 14:20. Profilaktycznie łykam ibuprom na ten krzyż i jadę tuż obok do Leclerca kupić jakieś fajne ciacho na przekąskę. Dość długo nie ma nikogo z obsługi stoiska cukierniczego, ale wreszcie udaje się nabyć dwa duże i pyszne ciastka za 2 eur łącznie. Dobra cena! :) Pałaszuję i ruszam dalej pod górę. Teraz stolica.

Andora La Vella to normalne, nowoczesne miasto położone w dolinie, ale absolutnie w sercu gór. Olbrzymie szczyty piętrzą się po wszystkich stronach, w tej scenerii spore miasto z typową betonową architekturą wygląda dość niesamowicie. Cykam sporo zdjęć i przebijam się bez problemu, bo prawie nie ma świateł, głównie ronda :)






Sztuka też nowoczesna i brzydka jak wszędzie ;)

Za miastem przez chwilę ostro pod górę, aż dojeżdżam do nastepnego "tarasu" doliny Valiry, gdzie już czeka "miasto wojewódzkie" Encamp, a w nim start kolejnego biga (Els Cortals, 2075). Brzydkie chmury coraz bliżej, ale nadal nie pada, więc szybko znajduję lokal na sakwy (tym razem fajnie wyglądająca restaracja ze stekami, szkoda, że nie mam czasu, żeby tu zjeść!), zostawiam i w pedał.



Ten big jest trochę krótszy, ale przewyższenie podobne (licząc od La Velli), więc średnio bardziej stromo. Ale za to równo, 7-9% wiekszość czasu. Natomiast jazdę uprzykrzają roje much wokół mojej spoconej osoby. Z jednym postojem jestem na górze o 17:30. Stąd pogoda wygląda wręcz groźnie:


W centrum kraju zachmurzenie duże z przelotnymi opadami. Lokalnie (czyli wszędzie ;) mozliwe burze.

Szybko się ubieram i zjazd. Mówię sobie, że każdy kolimetr w dół bez deszczu jest sukcesem. Odnoszę więc 8 sukcesów i jestem przy sakwach :) Jak tylko je odebrałem, to zaczeło kropić. Przebiórka znów w lekkie ciuchy i ruszam w kapuśniaczku na ostatni etap pod górę do Canillo. Najpierw kropi, potem siąpi, ale nie jest źle. Po dwóch stormych odcinkach (drugi to kilometr z 10% nachyleniem) ląduje na ostanim tarasie doliny Valiry, w kolejnym "mieście wojewódzkim" (wielkości śrendiej wsi gdzie indziej, Canillo. Tu staję na zakupy w Carrefour Express (jedyny market) i w czasie gdy próbuję wybrać coś na kolację (straszna bida z zaopatrzeniem, a i ceny wysokie, ach gdzie ten Leclerc z Sant Julia!) zaczyna mocniej padać. Po zakupach chwilę przeczekuję, ale na kemping zostało kilkaset metrów (!), więc nie ma co deliberować. Kurtka i jadę.

Pierwszy z obczajonych kempingów miał mieć niedrogie domki na wynajem. Podjeżdżam, ale on BARDZO nie istnieje. Został tylko szyld, nawet domki chyba wyburzyli! Jak to możliwe, że mapy google o tym nie wiedzą? Na szczęście drugi, tuż obok istnieje i jest czynny. W tej pogodzie namiot mi się nie uśmiecha, więc pytam o domki. Nie ma, ale może być przyczepa kampingowa z namiotowym przedsionkiem za 35. Chcę? Chcę! Zwłaszcza, że przycepa fajna, ze światłem, kuchenką gazową, mikrofalą, a nawet małą lodówką. Super! Biorę i to chyba na dwie noce, bo jutro mabyć ciężka dupówa ponoć :)

Uch, to był cięzki dzień. Nie pamiętam, kiedy ostatnio zrobiłem 3k podjazdów, ale raczej lata temu. Tym bardziej chętnie odpocznę w cieplarnianych warunkach nie-namiotu :) Zwłaszcza, że pada lub leje (z niewielkimi przerwami) aż do później nocy...

===

Kilka obserwacji na temat Andory:
1. Kraj jest faktycznie maleńki. Można go spokojnie w jeden dzień przejechać na wskroś rowerem... pod górę. Otoczony górami ze wszystkich stron, jest wiele przełęczy na zachodzie, pólnocy i wschodzie, a ze wszystkich spływają rzeczki wpadające do Valiry, która przez jedyną nie-górską granicę płynie na południe do Hiszpanii.
2. Architektura w stolicy mieszana, ale głównie współczesna, zaś poza stolicą dominują kamiennie na oko budynki, ale jednak kilkupiętrowe. Być może to tylko fasady, a pod spodem jest betonowy szkielet.



3. Wszystkie napisy po katalońsku, nie zawracają sobie głowy hiuszpańskim, nie mówiąc o innych językach.
4. Ceny wyglądaja na dość przyjazne, chyba ogólnie nieco niższe niż w Hiszpanii
5. Duzo ludzi, w tym ewidentnie turystów, a najwięcej pod McDonalderm :p
6. MNÓSTWO stacji benzynkowych. co krok! Mam wrażenie, że w całym kraju są ich setki! Ceny paliwa przyjazne, 1,25 za litr, więc może na dużym obrocie w tej branży trzepią kasę od przejezdnych cudzoziemców :)
  • DST 93.31km
  • Czas 06:03
  • VAVG 15.42km/h
  • VMAX 62.10km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 140
  • HRavg 119
  • Kalorie 2629kcal
  • Podjazdy 3015m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl