Pirenoja, dz. 5
Wreszcie zasnąłem bez problemu i to mimo stresiku związanego z dzikiem. Na szczęście strumień szumiał na tyle głośno, że żadnych dziwnych odgłosów nie było ;-)
Pobudka o 7. Ciepło, bluza znów niepotrzebna mimo że to 900 m npm. Szykowałem się na spokojnie, ale i tak wystartowałem o 9. Widać, że brak kibelka dużo zmienia :-P
Pierwsze kroki na dół do Berga, bo trza zrobić zakupy w ostatniej Mercadonie. Na zjeździe okazuje się, że mam do wymiany tylne klocki. Wczoraj kompletnie o tym zapomniałem :-/
Pod Mercadoną szybka wymiana, potem kibelek i zakupy. Godzinę mi zjadło. Ruszam już w solidnym upale. Trudno.
Ostry podjazd z powrotem na rozjazd nad Bergą i dalej fajną boczną szosą, która wcale nie robi wiecej podjazdów niż główna. Spokój, cisza i piękne widoki.
Potem szosy się łączą i lecę juz bardzo ruchliwą C-16. Zakazu nie ma i Hiszpanie jadą kulturalnie, tylko jakiś Francuz mnie otrąbił :-P
Przed Guardiolą jem lancz na fajnym parkingu z dżizasami, potem przez miasteczko i ostatnie 2 km główną do Baga. Tu już zaczyna się big, ale muszę nabrać wody, a nie bardzo jest gdzie. A jeszcze ślad coś pokręcony i prowadzi... schodami. W końcu wodę biorę z umywalki w nieczynnej informacji turystycznej i zaczynam podjazd.
Niezły. 5-9%, do tego niewiele, ale jednak trochę cienia. Mijam skały z przystawiającymi się łojantami oraz (chyba) obóz kondycyjny policji, bo najpierw widzę dwa radiowozy, a potem grupkę ludzi biegnacych w ich kierunku ze sporym (i niemal identycznym u wszystkich) ekwipunkiem. Dobrze, że się nie przyczepili, że nie mam kasku! ;-) A jeszcze mnie pozdrawiali :-)
Pierwszy postój po 300m, świeży to już dzisiaj nie jestem (w planach był dziś rest, ale na dziku nie bardzo :-P). Kolejny znów po 300, bo o dziwo jest woda. Spotykam tam szosowca spod Barcelony i chwilę gadamy. Następne 700m na dwa razy i pod koniec mam już raczej serdecznie dosyć. A jeszcze robi się wiatr w pysk.
No, ale wszystko się kiedyś kończy i Coll de Pal też, na wysokości 2100m. Ciepło, 28 stopni, więc od razu zjazd. Pierwsze 1,5 km to asfalt donikąd, a potem już szuter. Kamienisty albo kopny albo jedno i drugie. Odcinki ponad 20% sprowadzam, a jest ich kilka. Wolę tak niż zaliczyć szlify.
A sztywny rower z pełnym bagażem sprawuje się na takiej drodze nieco gorzej niż full ;-)
Wreszcie jestem w La Molina, tylko 4 km, a ok 500m w dół! Teraz już asfaltem, dobra nasza! Długi, falujący zjazd, potem trochę po płaskim, a na koniec leciutki podjazd do Puigcerda z niestety przodobocznym wiatrem. Tu wyprzedza mnie elektriczka, więc siadam na koło i zamiast 19 jadę 24 kmh :-)
W miasteczku ostatnie zakupy (mleko do kawy!) i jadę na kemping już po francuskiej stronie. O dziwo jest płasko, a myślałem, że granica to jakaś grań, ale na szczęście nie :-)
Kemping trochę zapuszczony, ale strasznie mily właściciel, dostaję kabel do namiotu, mogę pożyczyć krzesło i stolik, super! A cena 9 za noc! :-D
No to biorę na trzy noce, bo jutro wreszcie rest, a pojutrze 2 solidne bigi na lekko. Szkoda tylko, że rest w niedzielę, ale na szczęście ten mały market po hiszpańskiej stronie (raptem kilometr stąd) będzie czynny do 14. Dobre i to :-)
Pobudka o 7. Ciepło, bluza znów niepotrzebna mimo że to 900 m npm. Szykowałem się na spokojnie, ale i tak wystartowałem o 9. Widać, że brak kibelka dużo zmienia :-P
Pierwsze kroki na dół do Berga, bo trza zrobić zakupy w ostatniej Mercadonie. Na zjeździe okazuje się, że mam do wymiany tylne klocki. Wczoraj kompletnie o tym zapomniałem :-/
Pod Mercadoną szybka wymiana, potem kibelek i zakupy. Godzinę mi zjadło. Ruszam już w solidnym upale. Trudno.
Ostry podjazd z powrotem na rozjazd nad Bergą i dalej fajną boczną szosą, która wcale nie robi wiecej podjazdów niż główna. Spokój, cisza i piękne widoki.
Potem szosy się łączą i lecę juz bardzo ruchliwą C-16. Zakazu nie ma i Hiszpanie jadą kulturalnie, tylko jakiś Francuz mnie otrąbił :-P
Przed Guardiolą jem lancz na fajnym parkingu z dżizasami, potem przez miasteczko i ostatnie 2 km główną do Baga. Tu już zaczyna się big, ale muszę nabrać wody, a nie bardzo jest gdzie. A jeszcze ślad coś pokręcony i prowadzi... schodami. W końcu wodę biorę z umywalki w nieczynnej informacji turystycznej i zaczynam podjazd.
Niezły. 5-9%, do tego niewiele, ale jednak trochę cienia. Mijam skały z przystawiającymi się łojantami oraz (chyba) obóz kondycyjny policji, bo najpierw widzę dwa radiowozy, a potem grupkę ludzi biegnacych w ich kierunku ze sporym (i niemal identycznym u wszystkich) ekwipunkiem. Dobrze, że się nie przyczepili, że nie mam kasku! ;-) A jeszcze mnie pozdrawiali :-)
Pierwszy postój po 300m, świeży to już dzisiaj nie jestem (w planach był dziś rest, ale na dziku nie bardzo :-P). Kolejny znów po 300, bo o dziwo jest woda. Spotykam tam szosowca spod Barcelony i chwilę gadamy. Następne 700m na dwa razy i pod koniec mam już raczej serdecznie dosyć. A jeszcze robi się wiatr w pysk.
No, ale wszystko się kiedyś kończy i Coll de Pal też, na wysokości 2100m. Ciepło, 28 stopni, więc od razu zjazd. Pierwsze 1,5 km to asfalt donikąd, a potem już szuter. Kamienisty albo kopny albo jedno i drugie. Odcinki ponad 20% sprowadzam, a jest ich kilka. Wolę tak niż zaliczyć szlify.
A sztywny rower z pełnym bagażem sprawuje się na takiej drodze nieco gorzej niż full ;-)
Wreszcie jestem w La Molina, tylko 4 km, a ok 500m w dół! Teraz już asfaltem, dobra nasza! Długi, falujący zjazd, potem trochę po płaskim, a na koniec leciutki podjazd do Puigcerda z niestety przodobocznym wiatrem. Tu wyprzedza mnie elektriczka, więc siadam na koło i zamiast 19 jadę 24 kmh :-)
W miasteczku ostatnie zakupy (mleko do kawy!) i jadę na kemping już po francuskiej stronie. O dziwo jest płasko, a myślałem, że granica to jakaś grań, ale na szczęście nie :-)
Kemping trochę zapuszczony, ale strasznie mily właściciel, dostaję kabel do namiotu, mogę pożyczyć krzesło i stolik, super! A cena 9 za noc! :-D
No to biorę na trzy noce, bo jutro wreszcie rest, a pojutrze 2 solidne bigi na lekko. Szkoda tylko, że rest w niedzielę, ale na szczęście ten mały market po hiszpańskiej stronie (raptem kilometr stąd) będzie czynny do 14. Dobre i to :-)
- DST 74.68km
- Teren 5.00km
- Czas 05:14
- VAVG 14.27km/h
- VMAX 58.30km/h
- Temperatura 34.0°C
- HRmax 136
- HRavg 112
- Kalorie 1952kcal
- Podjazdy 1773m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!