WN 2025, dz. 2
Rano zimno, 4 stopnie i niskie chmury. Ale nie wyglądało, jakby miało padać i faktycznie cały dzień bez deszczu, ze słońcem zza chmur i dość silnym, zmiennym wiatrem.
Start o 8:45, jeszcze chleb z Hofera i od razu zaczynam podjazd na Obertauern (big, oczywiście już go robiłem). Jechało się nieźle, chociaż podjazd w drugiej połowie wymagający, trzymał 10% długimi odcinkami. Z czasem zaczęły się też pojawiać widoki.


Pod koniec już silny wiatr w pysk, a na górze pełno narciarzy :-)

Lancz, stromy zjazd do Sankt Michael i tu ostatnie zakupy w Hoferze. Będą musiały wystarczyć az do Wiednia. No, a potem Katschberg, czyli rzeźnia, która mnie zaskoczyła w 2020 pierwszego dnia wyprawy. I oczywiście big. Całość trzyma 11-15%, jest co podjeżdżać! Zwłaszcza, że nadal wieje w pysk :-/
Potem dłuuuugi zjazd aż do Seeboden. Większość pod wiatr, ale w końcówce zjazdu niespodziewanie się odwraca i odtąd jedzie się już elegancko :-)
Przez kurorty nad jeziorem Mittersee jadę i nie mogę się nadziwić, jak tu pusto! Ludzi na ulicach prawie wcale, aut niewiele, większość knajp zamknięta. Że o sklepach przez grzeczność nie wspomnę. Jest dopiero 16:30, może wieczorem będzie ruch? A może wszyscy wyjechali na święta :-P
Długi odcinek wzdłuż jeziora, raczej z wiatrem, a potem ostatnie 500 podjazdu. Idzie dość opornie, czuć nóżki, ale jednak formę jakąś zdołałem zrobić, bo dzisiejszy dzień naprawdę wymagający, a ja jadę bez problemu, tylko już troszkę wolniej niż rano. Ale utrzymuję min 600 m/h, jest nieźle!
Końcówka lekko w dół i w Gnesau okazuje się, że kemping jest prawie nieczynny, ale gospodyni filuje z okna i zgadza się mnie przyjąć. Jest nawet ciepła woda, pralka i stoliki. Hurra! :-)
Start o 8:45, jeszcze chleb z Hofera i od razu zaczynam podjazd na Obertauern (big, oczywiście już go robiłem). Jechało się nieźle, chociaż podjazd w drugiej połowie wymagający, trzymał 10% długimi odcinkami. Z czasem zaczęły się też pojawiać widoki.


Pod koniec już silny wiatr w pysk, a na górze pełno narciarzy :-)

Lancz, stromy zjazd do Sankt Michael i tu ostatnie zakupy w Hoferze. Będą musiały wystarczyć az do Wiednia. No, a potem Katschberg, czyli rzeźnia, która mnie zaskoczyła w 2020 pierwszego dnia wyprawy. I oczywiście big. Całość trzyma 11-15%, jest co podjeżdżać! Zwłaszcza, że nadal wieje w pysk :-/
Potem dłuuuugi zjazd aż do Seeboden. Większość pod wiatr, ale w końcówce zjazdu niespodziewanie się odwraca i odtąd jedzie się już elegancko :-)
Przez kurorty nad jeziorem Mittersee jadę i nie mogę się nadziwić, jak tu pusto! Ludzi na ulicach prawie wcale, aut niewiele, większość knajp zamknięta. Że o sklepach przez grzeczność nie wspomnę. Jest dopiero 16:30, może wieczorem będzie ruch? A może wszyscy wyjechali na święta :-P
Długi odcinek wzdłuż jeziora, raczej z wiatrem, a potem ostatnie 500 podjazdu. Idzie dość opornie, czuć nóżki, ale jednak formę jakąś zdołałem zrobić, bo dzisiejszy dzień naprawdę wymagający, a ja jadę bez problemu, tylko już troszkę wolniej niż rano. Ale utrzymuję min 600 m/h, jest nieźle!
Końcówka lekko w dół i w Gnesau okazuje się, że kemping jest prawie nieczynny, ale gospodyni filuje z okna i zgadza się mnie przyjąć. Jest nawet ciepła woda, pralka i stoliki. Hurra! :-)
- DST 131.97km
- Czas 06:56
- VAVG 19.03km/h
- VMAX 68.10km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 149
- HRavg 125
- Kalorie 3073kcal
- Podjazdy 2311m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!