Bilbao Biggins, czyli w Pireneje i z powrotem, dz. 21
Nareszcie łatwy dzień! :-)
Wyjazd tuż przed 9, ale że jeszcze karfur i robienie kanapek na bigi (oba na lekko) oraz kitranie sakw (znów pod rurą z wodą - idealna lodówka!), to start tak naprawdę dopiero ok 10.
MOJE podrurze!
Luz Ardiden (1000m podjazdu) wszedł z jednym postojem, ale nie był to big z rana jak śmietana. Raczej musiałem się pomęczyć, zwłaszcza w nasłonecznionej końcówce.
Zjazd bardzo kręty i hałasliwy, bo wciąż mi piszczy przedni hamulec. Sakwy na dole pięknie schłodzone, więc wkrótce robię postój na lancz i kawę mrożoną. Generalnie już jest upał, ale w cieniu jeszcze da się żyć.
Potem 10 km zjazdu ładnym, ale niemożliwym do sfotografowania gorżem i już jestem w Pierrefitte, gdzie zaczyna się drugi big. Start z centrum od razu pod górę, więc pytam w barze, czy przechowają sakwy. O dziwo tak! No to bon courage i jadę.
Słońce, upał, brak cienia. Ale ku mojemu zaskoczeniu jedzie się dopsz! Postój na 930 (krótko przed połową), bo to chyba ostatnia szansa na wodę, a dotankować trza.
Potem jeszcze dwa razy staję na moment na foty, bo ładne kaskady są. Na górze przed godz. 16 i tym razem bez specjalnej spiny, ten 1000 metrów wreszcie się dobrze jechało! :-)
Rozważam, czy jeszcze przejść się wyżej (jest park narodowy i rowerem nie wolno, mimo że jest szosa), ale dochodzę do wniosku, że już kilka kaskad po drodze było, więc kolejna nie jest niezbędna. Iść z rowerem mi się nie chce, a przypiąć nie mam czym, zapięcie zostało na dole.
No to zjazd. Wchodzą chmury, ale przebralem się w suche i jedzie się elegancko. Sporo fot strzelam po drodze i równo o 17 odbieram sakwy. Stąd już tylko 5 km na kemping La Prairie!
Ten okazuje się bardzo prosty, niestety nie ma dzizasow, ale udaje mi się pożyczyć krzesło, a wracając z zakupów zgarniam w miasteczku spory karton, który będzie robił za stół. Bez szału, ale idzie żyć. Za to sanitariaty bardzo fajne, sąsiedzi mili, cienia chyba wystarczająco dużo i ogólnie spokój. Tylko dwa zegary w pobliżu biją co godzinę. Ciekawe, jak się przy tym będzie spało...
Wyjazd tuż przed 9, ale że jeszcze karfur i robienie kanapek na bigi (oba na lekko) oraz kitranie sakw (znów pod rurą z wodą - idealna lodówka!), to start tak naprawdę dopiero ok 10.
MOJE podrurze!
Luz Ardiden (1000m podjazdu) wszedł z jednym postojem, ale nie był to big z rana jak śmietana. Raczej musiałem się pomęczyć, zwłaszcza w nasłonecznionej końcówce.
Zjazd bardzo kręty i hałasliwy, bo wciąż mi piszczy przedni hamulec. Sakwy na dole pięknie schłodzone, więc wkrótce robię postój na lancz i kawę mrożoną. Generalnie już jest upał, ale w cieniu jeszcze da się żyć.
Potem 10 km zjazdu ładnym, ale niemożliwym do sfotografowania gorżem i już jestem w Pierrefitte, gdzie zaczyna się drugi big. Start z centrum od razu pod górę, więc pytam w barze, czy przechowają sakwy. O dziwo tak! No to bon courage i jadę.
Słońce, upał, brak cienia. Ale ku mojemu zaskoczeniu jedzie się dopsz! Postój na 930 (krótko przed połową), bo to chyba ostatnia szansa na wodę, a dotankować trza.
Potem jeszcze dwa razy staję na moment na foty, bo ładne kaskady są. Na górze przed godz. 16 i tym razem bez specjalnej spiny, ten 1000 metrów wreszcie się dobrze jechało! :-)
Rozważam, czy jeszcze przejść się wyżej (jest park narodowy i rowerem nie wolno, mimo że jest szosa), ale dochodzę do wniosku, że już kilka kaskad po drodze było, więc kolejna nie jest niezbędna. Iść z rowerem mi się nie chce, a przypiąć nie mam czym, zapięcie zostało na dole.
No to zjazd. Wchodzą chmury, ale przebralem się w suche i jedzie się elegancko. Sporo fot strzelam po drodze i równo o 17 odbieram sakwy. Stąd już tylko 5 km na kemping La Prairie!
Ten okazuje się bardzo prosty, niestety nie ma dzizasow, ale udaje mi się pożyczyć krzesło, a wracając z zakupów zgarniam w miasteczku spory karton, który będzie robił za stół. Bez szału, ale idzie żyć. Za to sanitariaty bardzo fajne, sąsiedzi mili, cienia chyba wystarczająco dużo i ogólnie spokój. Tylko dwa zegary w pobliżu biją co godzinę. Ciekawe, jak się przy tym będzie spało...
- DST 91.43km
- Czas 05:17
- VAVG 17.31km/h
- VMAX 62.30km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 2097m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Ja kiedyś przy takiej rurze się umyłem, bo było jakieś pęknięcie i się zrobił świetny prysznic ;->
meteor2017 - 18:35 środa, 4 września 2024 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!