Informacje

  • Wszystkie kilometry: 220239.27 km
  • Km w terenie: 5407.61 km (2.46%)
  • Suma podjazdów: 1720038 m
  • Czas na rowerze: 445d 05h 54m
  • Prędkość średnia: 20.61 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 27 sierpnia 2024 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Bilbao Biggins, czyli w Pireneje i z powrotem, dz. 20

Dziś znów dzień na lekko, Tyle tych bigów w okolicy, że aż trudno się przemieszczać ;)



Start o 8:30, w miasteczku kupuję chleb i ruszam. Na początek dłuuugi podjazd doliną, 14 km aż do rozwidlenia na dwa bigi. Na pierwszy ogień wybieram trudniejszy, żeby mieć z głowy, jak również dlatego, że wygląda, ze na tym drugim bigu po południu jest szansa na trochę cienia. No to jadę do Gavranie. Po 20 km postój w miasteczku na drugie śniadanie i dobranie wody. Wysokość już 1400 (startowałem z 700) i całkiem zacnie mi się jedzie!



Dalej już serpentyna i mało drzew, ale nie jest jeszcze gorąco, więc nie jest źle. Za to pojawia się wiatr. Szczególnie po kolejnym postoju (na 1850) jest już w pysk i nie słaby. Jakoś się dotaczam na biga (2215m) o 12:40 i trzeba przyznać, że warto, by widoki zacne (ale nie zobaczycie :p). Wrzesień, więc dorzucam foty :-)




Na tym zdjęciu jest pięć trzytysięcznikow :-)






Nawet góra musi się czasem wysikać ;-)

Zakładam tylko bluzę (jest dwadzieścia kilka stopni) i zjeżdżam. Z góry widzę, jak zostawione na dachu zjeżdżającego auta ubrania zlatują i zostają na szosie. Podejmuję rękawicę (i dwie koszulki kalenji ;) i gonię. o dziwo, dopadam gościa bez trudu, ale też trzeba przyznać, że go owce zatrzymały. I bardzo dobrze, piona w raciczkę! :) Oddaję koszulki, a gość bardzo wdzięczny po francusku, więc żartuję, że należy się 10 euro i odjeżdżam pierwszy.

Dalszy zjazd spoko, wyprzedzam kilka aut i szosówkę. W miasteczku nabieram znów wody, jem kanapkę i dalej doliną w dół na rozdroże. W drugiego biga wpadam rozpędem, ale natychmiast robi się 7%, więc rozpędu wystarcza na kilkanaście metrów bieżacych :p Początkowo zakosy po zboczu w słońcu (35 stopni), a potem już doliną - nierówno, bo raz 3%, a raz 9. Ale zazwyczaj 5-7 jednak. Tym razem to szosówka mnie wyprzedza (wraz z dwoma szosowcami).  Póki szosa prowadzi orograficznie lewym zboczem, to jest dużo cienia, ale jak zmienia stronę rzeki, to od razu max lampa i jeszcze pogarsza się nawierzchnia.

Na 1500 staję po wodę na rzekomym kempingu, ale nikogo nie ma, a kranik nie działa. Lipa, bo mam już tylko pół litra, a zostało 600m i chłodno nie jest. Ale na szczęście kawałek dalej jest bar, więc dobieram. Tu kończy się dolina i zaczyna wspinaczka do Cyrku Tromousse. Nachylenia nadal typu of 4 do 9% - jak im się zachciało. Ale wiatr tym razem w plecy. Natomiast zmęczenie daje się już we znaki i coraz słabiej jadę. W końcówce już widać szczyt, ale ściana bardzo stoma, droga idzie zakosami i trochę to podłamuje. Ale za to rozbawia widok pociągu osobowego ciągniętego przez... traktor. Ludzie są jednak niewiarygodnie leniwi - od parkingu do szczytu raptem 2,5 km....







Widoki na górze świetne, cyrk jak ta lala! Przebieram się w toalecie (jest!) w suche ciuchy (nareszcie wpadłem na to, żeby mieć spodenki na zmianę zamiast zjeżdżać w mokrych i się dodatkowo odparzać!) i ruszam na ten masakrycznie telepiący zjazd.


Promyczek nadziei ;-)

No niefajnie się jechało ok 10 km i większość różnicy wzniesień (ok 900). Dopiero za mostem znów przyzwoicie. A na główną wpadam krótko za autobusem, zaraz też wyprzedzają mnie kolejne auta, a potem oczywiście hamują, bo z przodu autobus więc.. i ja hamuję. Bo jak kierowca widzi rower, to MUSI go kurwa wyprzedzić, nawet jak rower jedzie 50 kmh, a on autem jedzie 55 i co chwilę hamuje. Na pocieszenie, wszystkich te kilkanaście aut finalnie wyprzedzam i w miasteczku jestem tylko za autobusem, którego już wyprzedzić nie zdążyłem. Może się kurwa nauczą....



Na kempingu wszystko w cieniu, zwłaszcza żarcie, więc jest gitara :)
  • DST 94.81km
  • Czas 05:51
  • VAVG 16.21km/h
  • VMAX 61.31km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 2594m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl