Bilbao Biggins, czyli w Pireneje i z powrotem, dz. 18
Dziś dzień na lekko, co nie znaczy, że lekki. Zresztą widać po parametrach.
O 8:05 byłem w Karfurze po chleb, banany i kolację (czynny tylko do południa, i tak dobrze, bo niedziela). O 8:30 z powrotem na kempingu. Śniadanie, dwie kanapki na drogę o i 9 ruszam. 14 stopni i niskie chmury, a ja mam dziś dwa dwutysięczniki...
Pierwszy big to długi łagodny podjazd główną, a potem w prawo i już bardzo boczną na Lac d'Aumar 2200. Zimno! Pierwszy postój na 1300, jeszcze jakoś wytrzymałem bez ubierania, choć ciuchy całkiem mokre od potu i mgły.
Na drugim postoju. To jest całkiem spore jezioro. Musicie uwierzyć na słowo :-P
Drugi na 1850 przy czynnym barze, więc wlazłem do środka, zjadłem ciastka, solidnie odpocząłem i podeschlem. Ale ruszam już w dlugiej koszulce i bluzie, z planem, że jak się rozgrzeję, to zdejmę oba ciuchy (żeby nie zapocić) i dalej pojadę półnagi. I tak cieplej niż w kompletnie mokrej koszulce :-P
Krótko przed szczytem wyjeżdżam ponad chmury, robi się 20 stopni i widoki.
Na bigu jestem tuż po godz. 12. Foty, ubiórka we wszystko i zjazd. Wkrótce wjeżdżam w chmurę i okazuje się, że nie da się jechać w okularach przeciwsłonecznych. Parują od zewnątrz! Zjazd telepiący plus 50m podjazdu koło baru, a potem główną już nie w chmurze i szybciej. Z powrotem w Saint Lary jestem o 13:30. Po drodze jest (inny) kemping, więc biorę wodę, jem kanapkę na przystanku i o 14 ruszam na Col de Portet (też 2200).
Przez dłuższą chwilę jest mocno ciepło (mimo chmur), bo 27 stopni, ale na pierwszym postoju na 1300 (po 500 metrach) już tylko 22 i wkrótce znów wjadę w chmurę. I faktycznie, na 1600 chmura czeka i robi się 14 stopni. Jadę już z dużym trudem, podjechane dzisiaj metry robią swoje. Drugi postój na 1800 już bardzo krótki. Mimo to ruszam zmarznięty, ale ponieważ zmieniłem audiobooka na muzykę, to jedzie się trochę lepiej. Ostatnie 400m robię w 40 minut i jakoś po godz. 16 jestem na przełęczy. I dokładnie tam wychodzi słońce! Super, trochę przeschnę, zanim założę suche ciuchy!
Spędzam tam z kwadrans, widoki bez szału, zresztą po chwili znikają. To i ja znikam.
Zjazd był koszmarny. W chmurze widoczność 10 metrów! To przy prędkości 30 kmh oznacza... sekundę jazdy! Jeszcze takiego mleka nie przeżyłem. Gdyby nie gps, to nie wiedziałbym gdzie zakręt. I jeszcze pełno owiec na drodze.
No, ale o 17:30 docieram na kempingu. Przemarznięty i wykończony, ale cały! Jest trochę czasu na gorący prysznic, takąż herbatkę i relaks :-) A jutro znów ciężki dzień ;-)
O 8:05 byłem w Karfurze po chleb, banany i kolację (czynny tylko do południa, i tak dobrze, bo niedziela). O 8:30 z powrotem na kempingu. Śniadanie, dwie kanapki na drogę o i 9 ruszam. 14 stopni i niskie chmury, a ja mam dziś dwa dwutysięczniki...
Pierwszy big to długi łagodny podjazd główną, a potem w prawo i już bardzo boczną na Lac d'Aumar 2200. Zimno! Pierwszy postój na 1300, jeszcze jakoś wytrzymałem bez ubierania, choć ciuchy całkiem mokre od potu i mgły.
Na drugim postoju. To jest całkiem spore jezioro. Musicie uwierzyć na słowo :-P
Drugi na 1850 przy czynnym barze, więc wlazłem do środka, zjadłem ciastka, solidnie odpocząłem i podeschlem. Ale ruszam już w dlugiej koszulce i bluzie, z planem, że jak się rozgrzeję, to zdejmę oba ciuchy (żeby nie zapocić) i dalej pojadę półnagi. I tak cieplej niż w kompletnie mokrej koszulce :-P
Krótko przed szczytem wyjeżdżam ponad chmury, robi się 20 stopni i widoki.
Na bigu jestem tuż po godz. 12. Foty, ubiórka we wszystko i zjazd. Wkrótce wjeżdżam w chmurę i okazuje się, że nie da się jechać w okularach przeciwsłonecznych. Parują od zewnątrz! Zjazd telepiący plus 50m podjazdu koło baru, a potem główną już nie w chmurze i szybciej. Z powrotem w Saint Lary jestem o 13:30. Po drodze jest (inny) kemping, więc biorę wodę, jem kanapkę na przystanku i o 14 ruszam na Col de Portet (też 2200).
Przez dłuższą chwilę jest mocno ciepło (mimo chmur), bo 27 stopni, ale na pierwszym postoju na 1300 (po 500 metrach) już tylko 22 i wkrótce znów wjadę w chmurę. I faktycznie, na 1600 chmura czeka i robi się 14 stopni. Jadę już z dużym trudem, podjechane dzisiaj metry robią swoje. Drugi postój na 1800 już bardzo krótki. Mimo to ruszam zmarznięty, ale ponieważ zmieniłem audiobooka na muzykę, to jedzie się trochę lepiej. Ostatnie 400m robię w 40 minut i jakoś po godz. 16 jestem na przełęczy. I dokładnie tam wychodzi słońce! Super, trochę przeschnę, zanim założę suche ciuchy!
Spędzam tam z kwadrans, widoki bez szału, zresztą po chwili znikają. To i ja znikam.
Zjazd był koszmarny. W chmurze widoczność 10 metrów! To przy prędkości 30 kmh oznacza... sekundę jazdy! Jeszcze takiego mleka nie przeżyłem. Gdyby nie gps, to nie wiedziałbym gdzie zakręt. I jeszcze pełno owiec na drodze.
No, ale o 17:30 docieram na kempingu. Przemarznięty i wykończony, ale cały! Jest trochę czasu na gorący prysznic, takąż herbatkę i relaks :-) A jutro znów ciężki dzień ;-)
- DST 91.61km
- Czas 06:21
- VAVG 14.43km/h
- VMAX 60.20km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 2950m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!