Chorwenia*, dz. 4
Wyjazd krótko po 8. Początek zrobiłem innym wariantem, mając nadzieję na mniej podjazdów. Chyba było mniej, ale i tak za dużo. Nie można było serwisówki wzdłuż autostrady puścić? :O
W tle Triglav
W Kranju postój w Lidlu. Asortyment bez szału, podobny do austriackiego, ale chyba uboższy, a ceny bardzo podobne. No, ale chleb, parówki i czekoladę mieli :-P
Potem okropną drogą do Lublany. Wąsko, duży ruch, kiepska nawierzchnia i zakazy dla rowerów, a alternatywy brak. Po drodze zaczęło mi mocno skrzypieć w prawym pedale. Ewidentnie poszło łożysko. Strach tak jechać jeszcze prawie 1000km... W Lublanie, po dość wymagających poszukiwaniach sklepu/ serwisu kupiłem nowe pedały za 16 euro. I spokój.
Lublana bardzo słaba, ścieżki rowerowe fatalne, ruch duży i upał. Dziękuję.
Potem znów ruchliwa droga, wreszcie z Rybnicą skręciłem w boczną i zrobiło się spokojnie i ładnie. I późno. I mokro, niezła ulewa musiała wcześniej być. Jeszcze przełączka, falowanie i jestem w Kocevskej Rece.
Woda z baru, sakwy w krzaki i lecę na biga. Zmęczył mnie ten dzień, więc mimo że na lekko i niezbyt stromo, to ciężko szło. Na górze jestem o 18:10. Natychmiast zjazd, bo bar z wodą czynny do 19, mają ciepłą, a ja muszę zatankować na dziki nocleg.
Po drodze sprawdzam jeszcze boczną dróżkę nad jezioro i znajduję super miejscówkę. Jest gdzie się rozbić, umyć, jest nawet dżizas! :-)
Jest też co prawda zakaz biwakowania i jacyś ludzie siedzą, ale co tam, jakoś się przecież dogadamy! Jak po 20 minutach wracam z wodą, to już ich nie ma :-)
Mycie w jeziorze, namiot, kolacja i słuchanie odgłosów nocy. Jakieś okropne ryki i stukanie z oddali. Pewnie duża obora, ale w samotności i ciemności brzmi dość horrorystycznie :-)
* (c) Huann
W tle Triglav
W Kranju postój w Lidlu. Asortyment bez szału, podobny do austriackiego, ale chyba uboższy, a ceny bardzo podobne. No, ale chleb, parówki i czekoladę mieli :-P
Potem okropną drogą do Lublany. Wąsko, duży ruch, kiepska nawierzchnia i zakazy dla rowerów, a alternatywy brak. Po drodze zaczęło mi mocno skrzypieć w prawym pedale. Ewidentnie poszło łożysko. Strach tak jechać jeszcze prawie 1000km... W Lublanie, po dość wymagających poszukiwaniach sklepu/ serwisu kupiłem nowe pedały za 16 euro. I spokój.
Lublana bardzo słaba, ścieżki rowerowe fatalne, ruch duży i upał. Dziękuję.
Potem znów ruchliwa droga, wreszcie z Rybnicą skręciłem w boczną i zrobiło się spokojnie i ładnie. I późno. I mokro, niezła ulewa musiała wcześniej być. Jeszcze przełączka, falowanie i jestem w Kocevskej Rece.
Woda z baru, sakwy w krzaki i lecę na biga. Zmęczył mnie ten dzień, więc mimo że na lekko i niezbyt stromo, to ciężko szło. Na górze jestem o 18:10. Natychmiast zjazd, bo bar z wodą czynny do 19, mają ciepłą, a ja muszę zatankować na dziki nocleg.
Po drodze sprawdzam jeszcze boczną dróżkę nad jezioro i znajduję super miejscówkę. Jest gdzie się rozbić, umyć, jest nawet dżizas! :-)
Jest też co prawda zakaz biwakowania i jacyś ludzie siedzą, ale co tam, jakoś się przecież dogadamy! Jak po 20 minutach wracam z wodą, to już ich nie ma :-)
Mycie w jeziorze, namiot, kolacja i słuchanie odgłosów nocy. Jakieś okropne ryki i stukanie z oddali. Pewnie duża obora, ale w samotności i ciemności brzmi dość horrorystycznie :-)
* (c) Huann
- DST 110.79km
- Teren 4.60km
- Czas 05:07
- VAVG 21.65km/h
- VMAX 61.90km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 1166m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!