Alpi mio amore, dz. 66
W nocy taka sama zimnica jak wczoraj, a rano potworna rosa. Wszystko mokre. Ale dziś nie miałem komfortu poczekania na słońce, wstalem o 6:30, było jeszcze ciemno, a temperatura 6 stopni...
Znów bardzo opornie wszystko szło, spakowalem większość i na biga na lekko wyruszylem o 8:45.
Pierwsze kilometry we wszystkich ciuchach, po drodze jeszcze zakup bułki na drugie śniadanie (na pierwsze był surowy tostowy :-/).
Wreszcie zmieniłem stronę doliny i wyjechałem z cienia. I wtedy zerwał się wiatr. Silny, porywisty i oczywiście w pysk. Jakoś się jednak dotoczyłem te 12 km do Gordony (choć po drodze plułem sobie w brodę - tak wiało! :-P - że jednak nie wziąłem tam dachu, miałbym na dziś ten odcinek z głowy. A w Gordonie zaczął sie podjazd na biga Menarola (1320m) ładnie wyeksponowany na słońce (zachodni stok) i trochę osłonięty od wiatru.
Ciąłem gracko. Pierwszy i jedyny postój na 940 m. Z góry fantastyczne widoki na Valchiavenna.
Valchiavenna inferiore (dolna)
Valchiavenna superiore (górna)
Na zjeździe już dość ciepło, a potem doliną z wiatrem, czysta poezja, 35 nie schodziło z licznika :-)
Niestety mimo to o kilka minut spóźniłem się do sklepu (od 12:30 sjesta), więc chleba na lancz na razie nie ma :-P (rano nie mogłem kupić, bo przy tych ciuchach miejsca w małej sakwie miałem ledwo na jedną bułkę).
Wracam na kemping, zwijam namiot, piję kawę i o 13:30 ruszam dalej. Po 10 km mam Eurospina, czyli chleb i kolację. No i inne pyszności ;-)
Po kolejnych 10 jestem już prawie pod drugim bigiem, więc wreszcie jem ten lancz. Z TAKIM widokiem! :-D
Potem wjeżdżam do Dervio i znajduję bar dokładnie na starcie biga Monte Legnoncino (1456). Miła pani zgadza się przechować sakwy, więc o 15:30 startuję. Podjazd spoko, 6-8%, idę jak burza. Tzn. do wysokości 1050, bo tam nagle trochę opadam z sił. A końcówka stroma: 12-16%. No ale w końcu wtaczam się na górę o 17:30. Znów 7 stopni, kurwa. A był już prawie upał! Ubieram wszystko co mam i na dół.
Na 750 staję, żeby złapać resztkę słońca, bo na dole będzie już cień. Ale i pod barem z sakwami, mimo cienia, jednak jest 17 stopni. Dobrze, może faktycznie dziś będzie cieplej...?
Upatrzony kemping Turisport w Dervio okazuje się nieczynny, mają dziś dzień wolny! Na szczęście jest i drugi, Europa, i ten przyjmuje. Loguję się o 18:45, powoli się ściemnia...
Rezygnuję dzisiaj z prania, trudno! Za to kolacja mimo ciemności wyszła mi bardzo fajna (papardelle z pesto czerwonym i mieloną wołowiną), no i godz. 22 na zewnątrz jest wciąż 13 stopni, a to ROBI różnicę! :-D
Z kempingu piękny widok na jezioro, światła z przeciwnego brzegu migoczą na wodzie jsk w Boce Kotorskiej...
Ps. Miesięczny rekord podjazdów wszech czasów pobity! A trwał niedościgniony od lipca 2009! Wtedy było potrzebne ponad 3700 km, by go ustanowić, w Alpach wystarczyło 2200...
Znów bardzo opornie wszystko szło, spakowalem większość i na biga na lekko wyruszylem o 8:45.
Pierwsze kilometry we wszystkich ciuchach, po drodze jeszcze zakup bułki na drugie śniadanie (na pierwsze był surowy tostowy :-/).
Wreszcie zmieniłem stronę doliny i wyjechałem z cienia. I wtedy zerwał się wiatr. Silny, porywisty i oczywiście w pysk. Jakoś się jednak dotoczyłem te 12 km do Gordony (choć po drodze plułem sobie w brodę - tak wiało! :-P - że jednak nie wziąłem tam dachu, miałbym na dziś ten odcinek z głowy. A w Gordonie zaczął sie podjazd na biga Menarola (1320m) ładnie wyeksponowany na słońce (zachodni stok) i trochę osłonięty od wiatru.
Ciąłem gracko. Pierwszy i jedyny postój na 940 m. Z góry fantastyczne widoki na Valchiavenna.
Valchiavenna inferiore (dolna)
Valchiavenna superiore (górna)
Na zjeździe już dość ciepło, a potem doliną z wiatrem, czysta poezja, 35 nie schodziło z licznika :-)
Niestety mimo to o kilka minut spóźniłem się do sklepu (od 12:30 sjesta), więc chleba na lancz na razie nie ma :-P (rano nie mogłem kupić, bo przy tych ciuchach miejsca w małej sakwie miałem ledwo na jedną bułkę).
Wracam na kemping, zwijam namiot, piję kawę i o 13:30 ruszam dalej. Po 10 km mam Eurospina, czyli chleb i kolację. No i inne pyszności ;-)
Po kolejnych 10 jestem już prawie pod drugim bigiem, więc wreszcie jem ten lancz. Z TAKIM widokiem! :-D
Potem wjeżdżam do Dervio i znajduję bar dokładnie na starcie biga Monte Legnoncino (1456). Miła pani zgadza się przechować sakwy, więc o 15:30 startuję. Podjazd spoko, 6-8%, idę jak burza. Tzn. do wysokości 1050, bo tam nagle trochę opadam z sił. A końcówka stroma: 12-16%. No ale w końcu wtaczam się na górę o 17:30. Znów 7 stopni, kurwa. A był już prawie upał! Ubieram wszystko co mam i na dół.
Na 750 staję, żeby złapać resztkę słońca, bo na dole będzie już cień. Ale i pod barem z sakwami, mimo cienia, jednak jest 17 stopni. Dobrze, może faktycznie dziś będzie cieplej...?
Upatrzony kemping Turisport w Dervio okazuje się nieczynny, mają dziś dzień wolny! Na szczęście jest i drugi, Europa, i ten przyjmuje. Loguję się o 18:45, powoli się ściemnia...
Rezygnuję dzisiaj z prania, trudno! Za to kolacja mimo ciemności wyszła mi bardzo fajna (papardelle z pesto czerwonym i mieloną wołowiną), no i godz. 22 na zewnątrz jest wciąż 13 stopni, a to ROBI różnicę! :-D
Z kempingu piękny widok na jezioro, światła z przeciwnego brzegu migoczą na wodzie jsk w Boce Kotorskiej...
Ps. Miesięczny rekord podjazdów wszech czasów pobity! A trwał niedościgniony od lipca 2009! Wtedy było potrzebne ponad 3700 km, by go ustanowić, w Alpach wystarczyło 2200...
- DST 115.57km
- Teren 0.80km
- Czas 06:15
- VAVG 18.49km/h
- VMAX 54.45km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 2580m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
No i 10 000 km-ów, więc statystycznie udany dzień! ;)
huann - 20:59 poniedziałek, 28 września 2020 | linkuj
Piękne widoki :) Szkoda tylko, że tak już zimno :/
Carmeliana - 20:24 poniedziałek, 28 września 2020 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!