Alpi mio amore, dz. 54, Matterhorn
Rano zwinąłem się jakoś rekordowo szybko i o 8:40 byłem gotów do wyjazdu. Ja tak, ale telefon nie, bo jeszcze się ładował :P
Więc ruszyłem tradycyjnie o 9. Pierwszych 10 km przez aglomerację Aosty (niezbyt atrakcyjna, ale nic dziwnego, to już prawie Francja :P), gdzie pod koniec stanąłem na większe zakupy w Eurospinie (jedyny market dziś). Potem jeszcze 20 km z grubsza w dół doliny i jestem na przedmieściach Chatillon, gdzie zostawiam bagaże w barze Les Amis (mówiłem, że prawie Francja! :P) i lecę na biga, tj. do Breuil-Cervinia.
Podjazd spoko, z reguły 6-8% z dwoma odcinkami płaskimi przez miasteczka, więc ma niejako "wbudowane" odpoczynki. I szczerze mówiąc kusiło mnie, żeby go sieknąć na raz, ale cały czas polowałem na widok na Matterhorn. A że pogoda dziś niepewna, więc jak tylko zobaczyłem fragment lodowca wyłaniający się z chmur, to stanąłem na foto. Wysokość 1550. Skoro foto, to i krótki postój (kanapka). Reszta podjazdu (do 2000) też poszła jak z bicza strzelił i o 14 jestem na górze. Matterhorn położony idealnie nad miasteczkiem i byłby świetnie widoczny, gdyby nie chmury. A tak, to całej szczytowej piramidy nie uświadczyłem :(
Zjazd przyjemny, bo choć odrobinę pokropiło, to jednak bez dramatu, a po zabraniu bagaży już tylko 3 km na kemping. Zerwał się za to silny wiatr w górę doliny i zaczęło grzmieć od strony Matterhornu, więc mimo ze była dopiero 15:30 z ulgą się zalogowałem na nocleg. Plan na dziś wykonany. A jeszcze muszę sporo pokombinować przy kompie, co robić dalej, bo pogoda zaczyna sie psuć, więc warto by było znać swoje opcje odwrotu...
A tak powinien był wyglądać Matterhorn, gdyby akurat wyjrzał ;-)
Rondo w Chatillon
Więc ruszyłem tradycyjnie o 9. Pierwszych 10 km przez aglomerację Aosty (niezbyt atrakcyjna, ale nic dziwnego, to już prawie Francja :P), gdzie pod koniec stanąłem na większe zakupy w Eurospinie (jedyny market dziś). Potem jeszcze 20 km z grubsza w dół doliny i jestem na przedmieściach Chatillon, gdzie zostawiam bagaże w barze Les Amis (mówiłem, że prawie Francja! :P) i lecę na biga, tj. do Breuil-Cervinia.
Podjazd spoko, z reguły 6-8% z dwoma odcinkami płaskimi przez miasteczka, więc ma niejako "wbudowane" odpoczynki. I szczerze mówiąc kusiło mnie, żeby go sieknąć na raz, ale cały czas polowałem na widok na Matterhorn. A że pogoda dziś niepewna, więc jak tylko zobaczyłem fragment lodowca wyłaniający się z chmur, to stanąłem na foto. Wysokość 1550. Skoro foto, to i krótki postój (kanapka). Reszta podjazdu (do 2000) też poszła jak z bicza strzelił i o 14 jestem na górze. Matterhorn położony idealnie nad miasteczkiem i byłby świetnie widoczny, gdyby nie chmury. A tak, to całej szczytowej piramidy nie uświadczyłem :(
Zjazd przyjemny, bo choć odrobinę pokropiło, to jednak bez dramatu, a po zabraniu bagaży już tylko 3 km na kemping. Zerwał się za to silny wiatr w górę doliny i zaczęło grzmieć od strony Matterhornu, więc mimo ze była dopiero 15:30 z ulgą się zalogowałem na nocleg. Plan na dziś wykonany. A jeszcze muszę sporo pokombinować przy kompie, co robić dalej, bo pogoda zaczyna sie psuć, więc warto by było znać swoje opcje odwrotu...
A tak powinien był wyglądać Matterhorn, gdyby akurat wyjrzał ;-)
Rondo w Chatillon
- DST 87.68km
- Czas 04:13
- VAVG 20.79km/h
- VMAX 58.36km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 1691m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!