Savoie vivre, dz. 39
Poranek chłodny, ale nie aż tak jak wczoraj, bodaj 6 stopni było. Mimo to znów nam rano długo zeszło. Start o 9:30, potem ostatnie zakupy we Francji, Leclerc. Chyba najtańszy oprócz Lidla!
No i o 10:30 wbijamy się w Col d'Izoard. Mocno obładowani (zakupy na 3 dni), więc ciężko. Ale od północy ten podjazd jest wyraźnie łatwiejszy niż od południa (tak jechaliśmy w 2010r.), a i brak upału ułatwia sprawę (wtedy było strasznie) i przed 13 w dobrej formie meldujemy się na przełęczy.
Lunch, przebiórka i zjazd. Tu die rozdzielamy, bo ja dalej skaczę w bok na biga Sommet du Bucher, którego Serwecz zaliczył kilka lat temu, więc on jedzie prosto na kemping. Dość długo zeszło mi na szukaniu dobrego miejsca na zostawienie sakw, a jak już się udało i miałem ruszać, to zadzwonił Serwecz, że kemping już nie istnieje. Postanowiliśmy spróbować AirBnB, poprosiłem o rezerwację i pojechałem. Szuter. Niezły, w miarę gładki, ale jednak znacznie bardziej męczący niż asfalt.
Na 1860, czyli za połową podjazdu robię postój i odpalam net. Na szczęście jest zasięg. Gospodarz odrzucił naszą rezerwację, jego zdaniem za późno się zgłosiliśmy. No cóż, jego strata. To ustalamy, że squattujemy nieczynny kemping :-) Ale najpierw kończę biga, a ze szczytu piękne widoki :-)
Zjazd po szutrze jak zwykle męczący, zwłaszcza dla dłoni, ale o 17 jestem na dole. Bierzemy wodę z miasteczka i jedziemy 700 metrów na kemping.
Fajny! :-) jest "dżizas" (stolik z ławkami), są też krzesła, trochę drzew do rozwieszenia sznurka na pranie i prysznica. Nawet prąd mógłby być, znaleźliśmy skrzynkę z głównym wyłącznikiem, ale nie udało nam się jej otworzyć :-P
Mycie, jedzenie, pranie w rzece, marznięcie wieczorem i o 22 do śpiwora. Niestety, ale wieczory i poranki już bardzo chłodne. Jesień przyszła w Alpy... A może to dlatego, że jesteśmy na 1400 metrach npm...? ;-)
Ale i tak strasznie mi się podoba takie dzikowanie :-)
No i o 10:30 wbijamy się w Col d'Izoard. Mocno obładowani (zakupy na 3 dni), więc ciężko. Ale od północy ten podjazd jest wyraźnie łatwiejszy niż od południa (tak jechaliśmy w 2010r.), a i brak upału ułatwia sprawę (wtedy było strasznie) i przed 13 w dobrej formie meldujemy się na przełęczy.
Lunch, przebiórka i zjazd. Tu die rozdzielamy, bo ja dalej skaczę w bok na biga Sommet du Bucher, którego Serwecz zaliczył kilka lat temu, więc on jedzie prosto na kemping. Dość długo zeszło mi na szukaniu dobrego miejsca na zostawienie sakw, a jak już się udało i miałem ruszać, to zadzwonił Serwecz, że kemping już nie istnieje. Postanowiliśmy spróbować AirBnB, poprosiłem o rezerwację i pojechałem. Szuter. Niezły, w miarę gładki, ale jednak znacznie bardziej męczący niż asfalt.
Na 1860, czyli za połową podjazdu robię postój i odpalam net. Na szczęście jest zasięg. Gospodarz odrzucił naszą rezerwację, jego zdaniem za późno się zgłosiliśmy. No cóż, jego strata. To ustalamy, że squattujemy nieczynny kemping :-) Ale najpierw kończę biga, a ze szczytu piękne widoki :-)
Zjazd po szutrze jak zwykle męczący, zwłaszcza dla dłoni, ale o 17 jestem na dole. Bierzemy wodę z miasteczka i jedziemy 700 metrów na kemping.
Fajny! :-) jest "dżizas" (stolik z ławkami), są też krzesła, trochę drzew do rozwieszenia sznurka na pranie i prysznica. Nawet prąd mógłby być, znaleźliśmy skrzynkę z głównym wyłącznikiem, ale nie udało nam się jej otworzyć :-P
Mycie, jedzenie, pranie w rzece, marznięcie wieczorem i o 22 do śpiwora. Niestety, ale wieczory i poranki już bardzo chłodne. Jesień przyszła w Alpy... A może to dlatego, że jesteśmy na 1400 metrach npm...? ;-)
Ale i tak strasznie mi się podoba takie dzikowanie :-)
- DST 61.81km
- Teren 20.50km
- Czas 04:22
- VAVG 14.15km/h
- VMAX 67.49km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 2190m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!