Alpi mio amore, dz. 16
Dziś wreszcie wszystko poszło zgodnie z planem. Wstałem jak zwykle krótko po 6, o 8:45 byłem gotów do drogi. I dobrze, bo od około godziny była już taka patelnia na polu namiotowym, że nie szło wytrzymać, a cienia o tej porze ani grama.
Na początek zjazd do Longarone - miasteczko ma na tablicy napisane, że jest "miastem lodów", więc nie omieszkałem spróbować. Niestety jak na włoskie, były wyjątkowo słabe, a jeszcze obsługa w lodziarni nieuprzejma. Więc dla mnie pozostanie miastem lodów nieprzełamanych. Poza tym miasteczko brzydkie (!!), choć położone oczywiście fantastycznie.
Dalej podjazd dość pustą doliną, gdzie na górze była tama i mnóstwo turystów w okolicy - z niewiadomych przyczyn, bo ja tam nic specjalnie atrakcyjnego nie widziałem. A cepelia niemal jak na Krupówkach! Ale już kawałek dalej prawie zupełnie pusto, droga wije się wzdłuż jeziora, jest ładnie i byłoby przyjemnie, gdyby nie cholerny upał. Dziś już naprawdę trudny do zniesienia i jak na złość droga cały czas w pełnym słońcu. A to było na 800 metrach npm. Potem zjazd na 400 ładną doliną (miejscami gorżem) z rzeczką niemal zupełnie wyschniętą.
Dopiero w dolnej części było w niej trochę wody i mnóstwo plażowiczów na kamorach. Nieźle! W końcu i ja się zatrzymałem, bo znalazły się stoliki w cieniu. Tamże solidny posiłek i kawa mrożona (bo miałem w termosie lodowatą wodę ze źródełka :)
No a potem był jedyny tego dnia big, czyli Piancavallo. Na podjeździe 33 stopnie, cienia niewiele (ale jednak trochę) i ogólnie masakra. A jeszcze po wzięciu wody przy stolikach, zobaczyłem tabliczkę, że nie jest zdatna do picia... No, ale nie wylałem, bo innej nie miałem. Ale pod drodze był domek, a przed domkiem ludzie, więc zatrzymałem się, żeby poprosić o świeżą. Okazało się, że to... Polacy! Wielopokoleniowa rodzina kupiła tu dom i go właśnie remontuje! Wodę dali bez problemu, pogadaliśmy chwilę i w upale jadę dalej.
No ciężko, naprawdę. Raz, że od restu już sporo czasu (i metrów podjazdu) minęło, a dwa, że ten upał... Po 400 metrach podjazdu zrobiłem postój, a jak ruszyłem, to właśnie dogonił mnie szosowiec i zagadnął. A jak zaczęliśmy gadać (po włosku) i on trochę (no dobra, bardzo!) zwolnił, a ja trochę przyspieszyłem, to reszta podjazdu zleciała bardzo przyjemnie. Tym bardziej, że się mocno zachmurzyło, a więc i nieco ochłodziło.
Na szczycie regularne miasteczko turystyczne, ale wody brak. Zjazd bardzo długi, bo aż na 150 m npm. A tutaj... masakra. 40 stopni! Żar bucha jak z pieca, wilgotność olbrzymia, spociłem się na zjeździe! Jeszcze tylko zakupy pyszności w Eurospinie (klima! miałem ochotę tam zanocować!) i lecę na kwaterę. Bo dzisiejszy dzień miał się kończyć przed bigiem, ale że wczoraj przedłużyłem o biga, to i dziś też, a tutaj nie ma kempingu. No, ale kwatera za 25 euro z klimą, to nawet lepiej. Dużo lepiej! :D
Klima co prawda działa tak sobie i w pokoju mam 27 stopni, ale to i tak przyjemny chłodek w porównaniu tym, co się dzieje na korytarzu, a zwłaszcza na zewnątrz :P
A wieczorem i w nocy oczywiście burza, ale praktycznie bez deszczu. Ponoć jutro ms być chlodniej i trochę padać. Oby...
Na początek zjazd do Longarone - miasteczko ma na tablicy napisane, że jest "miastem lodów", więc nie omieszkałem spróbować. Niestety jak na włoskie, były wyjątkowo słabe, a jeszcze obsługa w lodziarni nieuprzejma. Więc dla mnie pozostanie miastem lodów nieprzełamanych. Poza tym miasteczko brzydkie (!!), choć położone oczywiście fantastycznie.
Dalej podjazd dość pustą doliną, gdzie na górze była tama i mnóstwo turystów w okolicy - z niewiadomych przyczyn, bo ja tam nic specjalnie atrakcyjnego nie widziałem. A cepelia niemal jak na Krupówkach! Ale już kawałek dalej prawie zupełnie pusto, droga wije się wzdłuż jeziora, jest ładnie i byłoby przyjemnie, gdyby nie cholerny upał. Dziś już naprawdę trudny do zniesienia i jak na złość droga cały czas w pełnym słońcu. A to było na 800 metrach npm. Potem zjazd na 400 ładną doliną (miejscami gorżem) z rzeczką niemal zupełnie wyschniętą.
Dopiero w dolnej części było w niej trochę wody i mnóstwo plażowiczów na kamorach. Nieźle! W końcu i ja się zatrzymałem, bo znalazły się stoliki w cieniu. Tamże solidny posiłek i kawa mrożona (bo miałem w termosie lodowatą wodę ze źródełka :)
No a potem był jedyny tego dnia big, czyli Piancavallo. Na podjeździe 33 stopnie, cienia niewiele (ale jednak trochę) i ogólnie masakra. A jeszcze po wzięciu wody przy stolikach, zobaczyłem tabliczkę, że nie jest zdatna do picia... No, ale nie wylałem, bo innej nie miałem. Ale pod drodze był domek, a przed domkiem ludzie, więc zatrzymałem się, żeby poprosić o świeżą. Okazało się, że to... Polacy! Wielopokoleniowa rodzina kupiła tu dom i go właśnie remontuje! Wodę dali bez problemu, pogadaliśmy chwilę i w upale jadę dalej.
No ciężko, naprawdę. Raz, że od restu już sporo czasu (i metrów podjazdu) minęło, a dwa, że ten upał... Po 400 metrach podjazdu zrobiłem postój, a jak ruszyłem, to właśnie dogonił mnie szosowiec i zagadnął. A jak zaczęliśmy gadać (po włosku) i on trochę (no dobra, bardzo!) zwolnił, a ja trochę przyspieszyłem, to reszta podjazdu zleciała bardzo przyjemnie. Tym bardziej, że się mocno zachmurzyło, a więc i nieco ochłodziło.
Na szczycie regularne miasteczko turystyczne, ale wody brak. Zjazd bardzo długi, bo aż na 150 m npm. A tutaj... masakra. 40 stopni! Żar bucha jak z pieca, wilgotność olbrzymia, spociłem się na zjeździe! Jeszcze tylko zakupy pyszności w Eurospinie (klima! miałem ochotę tam zanocować!) i lecę na kwaterę. Bo dzisiejszy dzień miał się kończyć przed bigiem, ale że wczoraj przedłużyłem o biga, to i dziś też, a tutaj nie ma kempingu. No, ale kwatera za 25 euro z klimą, to nawet lepiej. Dużo lepiej! :D
Klima co prawda działa tak sobie i w pokoju mam 27 stopni, ale to i tak przyjemny chłodek w porównaniu tym, co się dzieje na korytarzu, a zwłaszcza na zewnątrz :P
A wieczorem i w nocy oczywiście burza, ale praktycznie bez deszczu. Ponoć jutro ms być chlodniej i trochę padać. Oby...
- DST 86.53km
- Teren 0.40km
- Czas 04:54
- VAVG 17.66km/h
- VMAX 63.64km/h
- Temperatura 34.0°C
- Podjazdy 1529m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!