Alpaga solo, dz. 24
Ciężko było wstać po wczorajszej uczcie, oj ciężko! 3 radlery wieczorem też nie pomogły, nawet mnie rano lekko głowa bolała ;)
Ale jakoś poszło, ośle. Oczywiście od rana było bardzo ślamazarnie. Plan był taki, że jemy śniadanie (czytaj: słodycze, bleh!), trochę się jeszcze socjalizujemy i po wczesnym lanczu ruszamy - ja rowerem, oni kamperem na tygodniowe wakacje w Dolomity. Ale jak lekko po 9 śniadania jeszcze nie było, to stwierdziłem, że na lancz nie będę czekał, bo mnie potem w drodze noc zostanie :P Więc jak wreszcie zjedliśmy te brioszki i pączki (i melona na pocieszenie), to było po 10 i powiedziałem, że się zbieram. Udało się ruszyć o 11. Masakra! :D
Początek doliną Adygi wśród sadów jabłkowych (nie omieszkałem skosztować :P), ale od miejscowości Aldeno już solidna bigowa orka z nachyleniami 8-10%. Na dodatek w pełnym słońcu. Ciężko szło. Postoje co 350 metrów jakoś tak same wychodziły, ale na szczęście jak minąłem kotę 800 to weszło trochę chmur, zrobiło się niecałe 30 stopni i resztę wciągnąłem zaledwie z jednym postojem, na którym na dodatek trochę zmarzłem :P
Na Monte Bondone byłem o godz. 16. Na górze miasteczko, składające się głownie z hoteli, parkingów i restauracji. Trochę dziwne, bo nie widziałem wyciągów. Ale pewnie były, tylko nie rzuciły mi się w oczy ;)
Zjazd do Trento bardzo kręty, więc nie poszalałem. Końcówka znów doliną Adygi, ale tym razem zaczęło silnie wiać z boku i wyraźnie zbierało się na burzę. Nawet trochę popadało, ale szczęśliwie akurat podjechałem pod Eurospina na wieczorne zakupy. Jak wyszedłem, to było już po krzyku. Stamtąd już tylko 3 km na kemping Moser.
Nocleg jak dla mnie bardzo fajny. Oprócz mnie są tylko 3 osoby, teren lekko zaniedbany (nieskoszona trawa, wala się trochę gałęzi), ale: w łazienkach czyściutko, na polu jest prąd oraz są stoliki i krzesła, więc takowy zestaw sobie postawiłem przy skrzynce z prądem koło namiotu i korzystam :)
Ogólnie kemping Albergo Moser bardzo mi się podoba, jedyna poważniejsza wada, to to, że leży między ruchliwą szosą, a torami kolejowymi. Cicho nie jest, ale bywało już, że nocowałem w takich warunkach i po dniu jazdy rowerem raczej nie było problemu ze snem :)
Ale jakoś poszło, ośle. Oczywiście od rana było bardzo ślamazarnie. Plan był taki, że jemy śniadanie (czytaj: słodycze, bleh!), trochę się jeszcze socjalizujemy i po wczesnym lanczu ruszamy - ja rowerem, oni kamperem na tygodniowe wakacje w Dolomity. Ale jak lekko po 9 śniadania jeszcze nie było, to stwierdziłem, że na lancz nie będę czekał, bo mnie potem w drodze noc zostanie :P Więc jak wreszcie zjedliśmy te brioszki i pączki (i melona na pocieszenie), to było po 10 i powiedziałem, że się zbieram. Udało się ruszyć o 11. Masakra! :D
Początek doliną Adygi wśród sadów jabłkowych (nie omieszkałem skosztować :P), ale od miejscowości Aldeno już solidna bigowa orka z nachyleniami 8-10%. Na dodatek w pełnym słońcu. Ciężko szło. Postoje co 350 metrów jakoś tak same wychodziły, ale na szczęście jak minąłem kotę 800 to weszło trochę chmur, zrobiło się niecałe 30 stopni i resztę wciągnąłem zaledwie z jednym postojem, na którym na dodatek trochę zmarzłem :P
Na Monte Bondone byłem o godz. 16. Na górze miasteczko, składające się głownie z hoteli, parkingów i restauracji. Trochę dziwne, bo nie widziałem wyciągów. Ale pewnie były, tylko nie rzuciły mi się w oczy ;)
Zjazd do Trento bardzo kręty, więc nie poszalałem. Końcówka znów doliną Adygi, ale tym razem zaczęło silnie wiać z boku i wyraźnie zbierało się na burzę. Nawet trochę popadało, ale szczęśliwie akurat podjechałem pod Eurospina na wieczorne zakupy. Jak wyszedłem, to było już po krzyku. Stamtąd już tylko 3 km na kemping Moser.
Nocleg jak dla mnie bardzo fajny. Oprócz mnie są tylko 3 osoby, teren lekko zaniedbany (nieskoszona trawa, wala się trochę gałęzi), ale: w łazienkach czyściutko, na polu jest prąd oraz są stoliki i krzesła, więc takowy zestaw sobie postawiłem przy skrzynce z prądem koło namiotu i korzystam :)
Ogólnie kemping Albergo Moser bardzo mi się podoba, jedyna poważniejsza wada, to to, że leży między ruchliwą szosą, a torami kolejowymi. Cicho nie jest, ale bywało już, że nocowałem w takich warunkach i po dniu jazdy rowerem raczej nie było problemu ze snem :)
- DST 73.90km
- Czas 04:32
- VAVG 16.30km/h
- VMAX 60.67km/h
- Temperatura 31.0°C
- Podjazdy 1660m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!