Poniedziałek, 3 czerwca 2019
Kategoria Surly-arch, Wyprawa
Amico di bico, dz. 27, czyli tunelowanie antygrawitacyjne i ruskij żeńskij czieławiek
Rano zwijałem się dość leniwie, ale jednak udało się ruszyć o 9. Było już dość gorąco. Na szczęście dziś mało podjazdów, a dużo tuneli :)
Początek zwykłą krajówką, ale już przed Bari Sardo wpadam na krajówkę wyższej kategorii (SS125 var), z tych co to tunel - most - tunel - estakada - tunel. Na dodatek z małym ruchem i bez zakazu dla rowerów. Uwielbiam nimi jeździć! :D Na takich drogach jest szerokie pobocze, profil prawie płaski i dużo cienia (w tunelach). To cudo dowiozło mnie aż za Muraverę, gdzie niestety odbiłem na krajówkę zwykłą - bez pobocza i bez tuneli. A tu podjazd. Raptem na 400 metrów, ale jednak. Ależ mi się nie chciało. A tu jeszcze 35 stopni jak obszył! No, ale ruch znikomy i okolica piękna, bo trafiła się jazda niebrzydkim gorżem. Jakoś się doczłapałem na przełączkę, a stamtąd do Cagliari już głównie w dół. Tu mam zarezerwowane na dwie noce tanie AirBnB (21 EUR za noc), więc myślę sobie, ze to koniec atrakcji na dziś. Nie mogłem się bardziej mylić! :)
Pierwszym dziwnym znakiem było, że gospodarze nie zeszli po mnie na dół (mieszkają na 9 piętrze), tylko kazali samemu radzić sobie z windą, rowerem i bagażami. No, ale to przecież nic takiego, osobiście nawet wolę, jak nikt nie próbuje mi "pomagać" (aczkolwiek zawsze dotychczas ktoś mnie "odbierał"). Ale! Jak tylko wstawiłem rower do pokoju, to gospodyni (Rosjanka, która ma męża Włocha) zaczęła ów rower... obkładać gazetami, żeby nie pobrudził ściany.
Trochę to było dziwne, ale niech tam. Kuchni można używać, spytałem też z grzeczności o pralkę (w ogłoszeniu jest, więc to formalność, ale lubię mieć pewność). Mąż powiedział, że oczywiście, ale po kilku minutach przyszedł i powiedział, że żona mu przypomniała, że dla mojego pokoju (najtańszego, są jeszcze dwa inne - zajęte) opłata za pranie wynosi 1 EUR. Trochę mnie to rozbawiło (raczej żenująca sprawa), ale przecież nie ma problemu, zapłacę. Pokój w miarę OK, chociaż dość gorąco, bo to najwyższe piętro, ale przecież będzie spoko, nie? Nie.
Jak wziąłem prysznic, to okazało się, że ręcznik, który mi dali, po jednokrotnym użyciu śmierdzi. Ewidentnie został źle uprany lub źle wysuszony (nie pierwszy raz na tej wyprawie okazuje się, ze nie umieją tu prać ręczników). Jako że mam zostać dwie noce, a mój prywatny ręcznik nadaje się do prania, poprosiłem o nowy. Mąż powąchał ręcznik i powiedział, że oczywiście, a żeńskij russkij czieławiek się bardzo obruszył, że przecież ona dobrze uprała ręcznik. No, ale dali mi nowy i coś tam przy okazji między sobą się poprztykali.
Po jakimś czasie przychodzi do mnie przez system AirBnB wiadomość po rosyjsku (!!), że to nie jest hotel ani B&B i że nie mogę oczekiwać takiego standardu. Że jakoby jestem niegrzeczny i w tej sytuacji nie mogę jutro przechować roweru w domu, tylko muszę go zaprowadzić na jakiś płatny parking. I że pralka to z grzeczności, a ja jestem niegrzeczny. Noż kurwa! Odpisałem oczywiście po polsku, że wszystko mieliśmy ustalone przed moim przyjazdem, a ręcznik i pralka są w ogłoszeniu, więc nie będziemy nic zmieniać. Ale już zrobiło się z deczka nieprzyjemnie i zacząłem się na wszelki wypadek zamykać w pokoju na klucz :) Potem była kolejna wiadomość oraz nareszcie osobista rozmowa z jej strony, gdzie dowiedziałem się, że jakoby mój rower pobrudził im ścianę (nie pobrudził, jest tak oparty, że nawet bez jej gazet by nie pobrudził) i że jestem niegrzeczny i że rower ma teraz (godz 21:30) robić wypad z mieszkania. Że oni od gości oczekują grzeczności, a ja jestem niegrzeczny. No kurwa zaczynam być, to fakt! Powiedziałem, że rower zostaje, a jeśli chodzi o grzeczność, to nie mam sobie nic do zarzucenia. Zapytałem też, dlaczego nie dostałem pokwitowania za nocleg (wszyscy je tu wydają) i zagroziłem, że zadzwonię do Guardia di Finanza (tutejsza policja finansowa). Nie zrobiło to na niej wrażenia.
Potem dostałem jeszcze jedną wiadomość po rosyjsku, że jakoby rower ubrudził ścianę. Wkurwiłem się już niewąsko, odpisałem po angielsku (bo stwierdziłem, że gdyby sprawa otarła się o władze, to nie chciałbym, żeby musieli szukać tłumacza z jęz. polskiego podczas gdy ja będę czekał), że jutro rano się wyprowadzam, żądam zwrotu połowy kosztów (tzn. za jedną noc) i że jeśli się nie zgodzi, to zgłaszam nielegalny wynajem do Guardia di Finanza. Po jakimś czasie przyszedł mąż i zaczął mnie przepraszać za ruskiego żeńskiego czieławieka. Tłumaczył, że nie wie, co w nią wstąpiło i prosił, żebym został. Odmówiłem. Powiedziałem, że w tej atmosferze nie zostanę. I że mam już inną rezerwację na jutro (chwilę wcześniej zdążyłem ją zrobić - cena 25 EUR i mam nadzieję mniej stresu :P). Prosił wielokrotnie, ale byłem twardy. Pytał też, czy chcę paragon. Powiedziałem, że wspomniałem o tym tylko dlatego, że potrzebowałem argument. Nie chcę im zrobić „krzywdy”, ale zrobię w samoobronie, jeśli będę musiał. Chyba zrozumiał. Był uprzejmy i przepraszający.
Prosił też, żeby nie pisać opinii na portalu. Powiedziałem, że nie napiszę, jeśli zwrócą mi połowę kasy zgodnie z żądaniem , które wysłałem przez AirBnB. Jeśli jednak dostanę powiadomienie z AirBnB, że napisali jakąkolwiek opinię (bo nie widać treści, ale jest powiadomienie, że już napisali), to tak ich obsmaruję, ze nie wstaną.
Więc przy okazji: ostrzegam wszystkich przed AirBnB w Cagliari, które się nazywa "Stanza con vista" i jest oferowane przez "Nadezhda" (Nadieżda), (aktualny link). Laska jest mocno powalona i nikomu nie życzę takich numerów ze strony gospodarza. A za chwilę stąd znikam. O 9:30 mogę się już meldować na nowej chacie (bez pralki i kuchni, ale kurwa trudno, zjem na zimno, a upiorę w pralni samoobsługowej).
PS. Z wrażenia chyba zapomniałem zapisać śladu w GPS, bo nie mogę go znaleźć, przepadł :(
Początek zwykłą krajówką, ale już przed Bari Sardo wpadam na krajówkę wyższej kategorii (SS125 var), z tych co to tunel - most - tunel - estakada - tunel. Na dodatek z małym ruchem i bez zakazu dla rowerów. Uwielbiam nimi jeździć! :D Na takich drogach jest szerokie pobocze, profil prawie płaski i dużo cienia (w tunelach). To cudo dowiozło mnie aż za Muraverę, gdzie niestety odbiłem na krajówkę zwykłą - bez pobocza i bez tuneli. A tu podjazd. Raptem na 400 metrów, ale jednak. Ależ mi się nie chciało. A tu jeszcze 35 stopni jak obszył! No, ale ruch znikomy i okolica piękna, bo trafiła się jazda niebrzydkim gorżem. Jakoś się doczłapałem na przełączkę, a stamtąd do Cagliari już głównie w dół. Tu mam zarezerwowane na dwie noce tanie AirBnB (21 EUR za noc), więc myślę sobie, ze to koniec atrakcji na dziś. Nie mogłem się bardziej mylić! :)
Pierwszym dziwnym znakiem było, że gospodarze nie zeszli po mnie na dół (mieszkają na 9 piętrze), tylko kazali samemu radzić sobie z windą, rowerem i bagażami. No, ale to przecież nic takiego, osobiście nawet wolę, jak nikt nie próbuje mi "pomagać" (aczkolwiek zawsze dotychczas ktoś mnie "odbierał"). Ale! Jak tylko wstawiłem rower do pokoju, to gospodyni (Rosjanka, która ma męża Włocha) zaczęła ów rower... obkładać gazetami, żeby nie pobrudził ściany.
Trochę to było dziwne, ale niech tam. Kuchni można używać, spytałem też z grzeczności o pralkę (w ogłoszeniu jest, więc to formalność, ale lubię mieć pewność). Mąż powiedział, że oczywiście, ale po kilku minutach przyszedł i powiedział, że żona mu przypomniała, że dla mojego pokoju (najtańszego, są jeszcze dwa inne - zajęte) opłata za pranie wynosi 1 EUR. Trochę mnie to rozbawiło (raczej żenująca sprawa), ale przecież nie ma problemu, zapłacę. Pokój w miarę OK, chociaż dość gorąco, bo to najwyższe piętro, ale przecież będzie spoko, nie? Nie.
Jak wziąłem prysznic, to okazało się, że ręcznik, który mi dali, po jednokrotnym użyciu śmierdzi. Ewidentnie został źle uprany lub źle wysuszony (nie pierwszy raz na tej wyprawie okazuje się, ze nie umieją tu prać ręczników). Jako że mam zostać dwie noce, a mój prywatny ręcznik nadaje się do prania, poprosiłem o nowy. Mąż powąchał ręcznik i powiedział, że oczywiście, a żeńskij russkij czieławiek się bardzo obruszył, że przecież ona dobrze uprała ręcznik. No, ale dali mi nowy i coś tam przy okazji między sobą się poprztykali.
Po jakimś czasie przychodzi do mnie przez system AirBnB wiadomość po rosyjsku (!!), że to nie jest hotel ani B&B i że nie mogę oczekiwać takiego standardu. Że jakoby jestem niegrzeczny i w tej sytuacji nie mogę jutro przechować roweru w domu, tylko muszę go zaprowadzić na jakiś płatny parking. I że pralka to z grzeczności, a ja jestem niegrzeczny. Noż kurwa! Odpisałem oczywiście po polsku, że wszystko mieliśmy ustalone przed moim przyjazdem, a ręcznik i pralka są w ogłoszeniu, więc nie będziemy nic zmieniać. Ale już zrobiło się z deczka nieprzyjemnie i zacząłem się na wszelki wypadek zamykać w pokoju na klucz :) Potem była kolejna wiadomość oraz nareszcie osobista rozmowa z jej strony, gdzie dowiedziałem się, że jakoby mój rower pobrudził im ścianę (nie pobrudził, jest tak oparty, że nawet bez jej gazet by nie pobrudził) i że jestem niegrzeczny i że rower ma teraz (godz 21:30) robić wypad z mieszkania. Że oni od gości oczekują grzeczności, a ja jestem niegrzeczny. No kurwa zaczynam być, to fakt! Powiedziałem, że rower zostaje, a jeśli chodzi o grzeczność, to nie mam sobie nic do zarzucenia. Zapytałem też, dlaczego nie dostałem pokwitowania za nocleg (wszyscy je tu wydają) i zagroziłem, że zadzwonię do Guardia di Finanza (tutejsza policja finansowa). Nie zrobiło to na niej wrażenia.
Potem dostałem jeszcze jedną wiadomość po rosyjsku, że jakoby rower ubrudził ścianę. Wkurwiłem się już niewąsko, odpisałem po angielsku (bo stwierdziłem, że gdyby sprawa otarła się o władze, to nie chciałbym, żeby musieli szukać tłumacza z jęz. polskiego podczas gdy ja będę czekał), że jutro rano się wyprowadzam, żądam zwrotu połowy kosztów (tzn. za jedną noc) i że jeśli się nie zgodzi, to zgłaszam nielegalny wynajem do Guardia di Finanza. Po jakimś czasie przyszedł mąż i zaczął mnie przepraszać za ruskiego żeńskiego czieławieka. Tłumaczył, że nie wie, co w nią wstąpiło i prosił, żebym został. Odmówiłem. Powiedziałem, że w tej atmosferze nie zostanę. I że mam już inną rezerwację na jutro (chwilę wcześniej zdążyłem ją zrobić - cena 25 EUR i mam nadzieję mniej stresu :P). Prosił wielokrotnie, ale byłem twardy. Pytał też, czy chcę paragon. Powiedziałem, że wspomniałem o tym tylko dlatego, że potrzebowałem argument. Nie chcę im zrobić „krzywdy”, ale zrobię w samoobronie, jeśli będę musiał. Chyba zrozumiał. Był uprzejmy i przepraszający.
Prosił też, żeby nie pisać opinii na portalu. Powiedziałem, że nie napiszę, jeśli zwrócą mi połowę kasy zgodnie z żądaniem , które wysłałem przez AirBnB. Jeśli jednak dostanę powiadomienie z AirBnB, że napisali jakąkolwiek opinię (bo nie widać treści, ale jest powiadomienie, że już napisali), to tak ich obsmaruję, ze nie wstaną.
Więc przy okazji: ostrzegam wszystkich przed AirBnB w Cagliari, które się nazywa "Stanza con vista" i jest oferowane przez "Nadezhda" (Nadieżda), (aktualny link). Laska jest mocno powalona i nikomu nie życzę takich numerów ze strony gospodarza. A za chwilę stąd znikam. O 9:30 mogę się już meldować na nowej chacie (bez pralki i kuchni, ale kurwa trudno, zjem na zimno, a upiorę w pralni samoobsługowej).
PS. Z wrażenia chyba zapomniałem zapisać śladu w GPS, bo nie mogę go znaleźć, przepadł :(
- DST 128.54km
- Teren 0.50km
- Czas 06:08
- VAVG 20.96km/h
- VMAX 49.51km/h
- Temperatura 34.0°C
- Podjazdy 1183m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!