Czwartek, 28 września 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici de Bici, dz. 54
Pobudka jak zwykle krótko po szóstej. Nie pada? Nie, ale pochmurno. To jedziemy.
Wyjazd o 8:30, bo trochę lenia mieliśmy rano. Przez Prisztinę przejechaliśmy bez przygód, podziwiając niekiedy osobliwe widoki np. zebranie robotników na dachu (?) aktualnie budowanego budynku :P
Zebranie robotników
Pierwszy odcinek ruchliwą dwupasmówką przez ciągnące się kilometrami przedmieścia pełne magazynów, sklepów meblowych oraz... prywatnych szpitali. Ciekawe czy i jaka tu jest publiczna opieka zdrowotna...
Potem skręt na boczną i zaraz jeszcze boczniejszą drogę i podążamy w kierunku biga. Ruch bliski zeru, wsie kosowskie takie same jak serbskie - nieotynkowane, zaśmiecone i brzydkie z nielicznymi wyjątkami w postaci na oko bardzo bogatych domów za bardzo wysokimi ceglanymi murami. Tak wysokimi, że parteru zza nich nie widać, tylko wyższe piętra.
Wreszcie droga zrobiła się tak boczna, że skończył się asfalt. Jedziemy więc lekko błotnistym szutrem i tak sobie podreptujemy aż do wioski Zhegoc. Przed wioską był najmniejszy cmentarz świata (jak niżej), a za nią była nawet szkoła, pod którą czekali rodzice... w samochodach! na tej szutrowej drodze w środku niczego w odległości ok kilometra od wioski! Znak czasów...), a potem był big o tej samej nazwie i pomnik UCK na szczycie (jak wszędzie w Kosowie).
Najmniejszy cmentarz świata
BIG Zhegoc
Zjazd bardzo przyjemny i dość szybki i już jesteśmy na przedmieściach Gijan. Mieliśmy nadzieję na qebaptore (bar szybkiej obsługi z cevapcami i innymi pysznymi mięskami), ale na obwodnicy nic takiego nie było, niestety. Były za to hotele z otwartym wifi - też jak wszędzie w Kosowie :P
Dalej ruchliwa droga z ciężarówkami i takimi tam przez kolejne wioski i miasteczka, aż wreszcie w Kacanik i Vjeter (koło stacji kolejowej jak niżej) wróciliśmy na główną. Właśnie zaczynało padać...
stacja kolejowa
Głowna zaś była strasznie ruchliwa i niemożebnie zabłocona, cholera wie dlaczego - chyba tylko w Kosowie występuje to zjawisko, że podczas deszczu na asfalcie jest pełno błota (nie tylko w pobliżu wyjazdów z pól i placów budowy). Znów więc były kurtyny z ciężarówek i chlapanie spod własnych kół, więc po chwili byliśmy uwalani jak świnka Peppa po skakaniu w kałuży.
W Kacaniku (to inna miejscowość niż Kacanik i Vjeter) zaczął się przełom Lepenicy przez góry, więc od razu zrobiło się ładnie. Szkoda, że w deszczu, błocie i ruchu jakoś nie mieliśmy serca tego docenić ;)
budowa autostrady (?) w przełomie Lepenicy
Potem był Han i Elezit, jedyna czynna qebaptoria po drodze (aczkolwiek danie, które otrzymaliśmy niestety nie mogło się równać z prisztińskim odpowiednikiem, ale za to było jeszcze tańsze - 1 EUR za osobę podczas gdy w stolicy "aż" 1,5 EUR) i wreszcie granica macedońska.
Opuszczaliśmy Kosowo z pewną ulgą, ale też muszę przyznać, że mnie kolejny raz pozytywnie zaskoczyło. Dużo się zmienia i to na plus, zwłaszcza w stolicy. Oczywiście prowincja to nadal bida z nędzą oraz syf i śmieci, śmieci i syf, ale jest ewidentnie lepiej. Trzymamy za Kosowo kciuki! :)
W Macedonii krótki odcinek dalej wzdłuż Lepenicy aż do Skopje, nic ciekawego, poza tym, że zaraz za granicą znikło błoto, a na ostatnie 10 km przestało padać. Kwatera w Skopje niezła, zwłaszcza jak na swoją cenę (18 EUR za 2 osoby), więc chyba będzie tu fajny rest :)
PS.Rekord kilometrów we wrześniu pobity dziś, a rekord podjazdów już kilka dni temu :)
Wyjazd o 8:30, bo trochę lenia mieliśmy rano. Przez Prisztinę przejechaliśmy bez przygód, podziwiając niekiedy osobliwe widoki np. zebranie robotników na dachu (?) aktualnie budowanego budynku :P
Zebranie robotników
Pierwszy odcinek ruchliwą dwupasmówką przez ciągnące się kilometrami przedmieścia pełne magazynów, sklepów meblowych oraz... prywatnych szpitali. Ciekawe czy i jaka tu jest publiczna opieka zdrowotna...
Potem skręt na boczną i zaraz jeszcze boczniejszą drogę i podążamy w kierunku biga. Ruch bliski zeru, wsie kosowskie takie same jak serbskie - nieotynkowane, zaśmiecone i brzydkie z nielicznymi wyjątkami w postaci na oko bardzo bogatych domów za bardzo wysokimi ceglanymi murami. Tak wysokimi, że parteru zza nich nie widać, tylko wyższe piętra.
Wreszcie droga zrobiła się tak boczna, że skończył się asfalt. Jedziemy więc lekko błotnistym szutrem i tak sobie podreptujemy aż do wioski Zhegoc. Przed wioską był najmniejszy cmentarz świata (jak niżej), a za nią była nawet szkoła, pod którą czekali rodzice... w samochodach! na tej szutrowej drodze w środku niczego w odległości ok kilometra od wioski! Znak czasów...), a potem był big o tej samej nazwie i pomnik UCK na szczycie (jak wszędzie w Kosowie).
Najmniejszy cmentarz świata
BIG Zhegoc
Zjazd bardzo przyjemny i dość szybki i już jesteśmy na przedmieściach Gijan. Mieliśmy nadzieję na qebaptore (bar szybkiej obsługi z cevapcami i innymi pysznymi mięskami), ale na obwodnicy nic takiego nie było, niestety. Były za to hotele z otwartym wifi - też jak wszędzie w Kosowie :P
Dalej ruchliwa droga z ciężarówkami i takimi tam przez kolejne wioski i miasteczka, aż wreszcie w Kacanik i Vjeter (koło stacji kolejowej jak niżej) wróciliśmy na główną. Właśnie zaczynało padać...
stacja kolejowa
Głowna zaś była strasznie ruchliwa i niemożebnie zabłocona, cholera wie dlaczego - chyba tylko w Kosowie występuje to zjawisko, że podczas deszczu na asfalcie jest pełno błota (nie tylko w pobliżu wyjazdów z pól i placów budowy). Znów więc były kurtyny z ciężarówek i chlapanie spod własnych kół, więc po chwili byliśmy uwalani jak świnka Peppa po skakaniu w kałuży.
W Kacaniku (to inna miejscowość niż Kacanik i Vjeter) zaczął się przełom Lepenicy przez góry, więc od razu zrobiło się ładnie. Szkoda, że w deszczu, błocie i ruchu jakoś nie mieliśmy serca tego docenić ;)
budowa autostrady (?) w przełomie Lepenicy
Potem był Han i Elezit, jedyna czynna qebaptoria po drodze (aczkolwiek danie, które otrzymaliśmy niestety nie mogło się równać z prisztińskim odpowiednikiem, ale za to było jeszcze tańsze - 1 EUR za osobę podczas gdy w stolicy "aż" 1,5 EUR) i wreszcie granica macedońska.
Opuszczaliśmy Kosowo z pewną ulgą, ale też muszę przyznać, że mnie kolejny raz pozytywnie zaskoczyło. Dużo się zmienia i to na plus, zwłaszcza w stolicy. Oczywiście prowincja to nadal bida z nędzą oraz syf i śmieci, śmieci i syf, ale jest ewidentnie lepiej. Trzymamy za Kosowo kciuki! :)
W Macedonii krótki odcinek dalej wzdłuż Lepenicy aż do Skopje, nic ciekawego, poza tym, że zaraz za granicą znikło błoto, a na ostatnie 10 km przestało padać. Kwatera w Skopje niezła, zwłaszcza jak na swoją cenę (18 EUR za 2 osoby), więc chyba będzie tu fajny rest :)
PS.Rekord kilometrów we wrześniu pobity dziś, a rekord podjazdów już kilka dni temu :)
- DST 123.88km
- Teren 7.00km
- Czas 06:14
- VAVG 19.87km/h
- VMAX 64.25km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 936m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Czy to ten rekord (częściowo wspólnie nakręcony;)? http://aard.bikestats.pl/a,2008,9.html
A jak czytam o kebabowni, to mi się przypomniał straszny deszcz - i kebabownia w... Szwecji: http://huann.bikestats.pl/1361935,Icozzeposzwecji-dz4-Sztokholm-Trosa.html huann - 18:32 czwartek, 28 września 2017 | linkuj
A jak czytam o kebabowni, to mi się przypomniał straszny deszcz - i kebabownia w... Szwecji: http://huann.bikestats.pl/1361935,Icozzeposzwecji-dz4-Sztokholm-Trosa.html huann - 18:32 czwartek, 28 września 2017 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!