Informacje

  • Wszystkie kilometry: 215793.24 km
  • Km w terenie: 5228.95 km (2.42%)
  • Czas na rowerze: 433d 07h 06m
  • Prędkość średnia: 20.75 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

!Surlier

Dystans całkowity:27483.95 km (w terenie 401.57 km; 1.46%)
Czas w ruchu:1445:28
Średnia prędkość:19.01 km/h
Maksymalna prędkość:77.37 km/h
Suma podjazdów:460086 m
Liczba aktywności:383
Średnio na aktywność:71.76 km i 3h 46m
Więcej statystyk
Sobota, 14 października 2023 Kategoria !Surlier, Wypad

Powrót

Start z kempingu o 8:30, bardzo spokojnie pod górę aż do Tarvisio i zjazd jeszcze po włoskiej stronie, ale okolica wyglądała już austriacko. No i wreszcie było trochę widoków Karawanków, chociaż widoczność wciąż marna.







A potem już przez Austrię do Klagenfurtu. Częściowo wzdłuż Woerthersee. 





Bilet miałem od Villach, ale miałem też sporo czasu, więc dojechałem trochę dalej. I całe szczęście, bo po powrocie zobaczyłem na służbowym (przez który kupowałem bilet) maile od oebb (austriackie koleje), że z powodu awarii innego pociągu w okolicy Villach, na trasie Villach-następna stacja była zastępcza komunikacja autobusowa! Kto wie, czy by zabrali rower! A tak, to pociąg był o czasie i o niczym nie miałem pojęcia aż do dotarcia do domu :)
Za to w wagonie bardzo gorąco, nie wiadomo czemu, bo nie było oczywistego źródła ciepła. Miałem trochę za mało picia ze sobą i musiałem popijać... mleko :)

Ogólnie wypad bardzo udany. Chociaż pogoda sporo gorsza niż miała być (okropny wiatr pierwszego dnia, niebłahy również drugiego i popadywanie drugiego plus cały czas znacznie chłodniej niż wskazywały prognozy w momencie planowania wypadu), to jednak znośna, okoliczności jak zwykle w Alpach, a zwłaszcza w Italii, przepiękne i żadnych niemiłych przygód.

Łącznie kilometrów  732,85
Łącznie podjazdów: 8730 m
Średnio podjazdów: 1191 m/ 100 km
Łącznie bigów: 3 (oczywiście wszystkie miałem już wcześniej zrobione)
  • DST 140.86km
  • Czas 06:06
  • VAVG 23.09km/h
  • VMAX 60.10km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 1068m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 13 października 2023 Kategoria !Surlier, Wypad

Tri

Pora powoli wracać. Dziś tylko z Udine do Gemony, gdzie byłem o godz. 11 i skąd potem pracowałem (z kempingu, niech żyje praca zdalna!).


Ekspozytura UNIQA w Gemonie ;)

Wieczorem na piccę :)



Jutro już prawdziwa jazda. Niestety również wyjazd z Italii :(
  • DST 37.92km
  • Czas 01:52
  • VAVG 20.31km/h
  • VMAX 50.19km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 283m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 12 października 2023 Kategoria !Surlier, Użytkowo

Dwa

Po pracy po mieście Udine i bardzo bliskich okolicach. Nadal płasko jak stół :p


Narada przed akcją antypostojową ;)

Ślad z dwóch dni (prześmieszne te piki! :) 
  • DST 12.50km
  • Czas 00:35
  • VAVG 21.43km/h
  • VMAX 31.95km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 26m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 11 października 2023 Kategoria !Surlier, Użytkowo

Udin

Po pracy po mieście Udine. Płasko jak stół, aż szokuje w Italii ;)
Miasto przyjemne, ale nic szczególnego. Jak na Italię, to wręcz rozczarowanie ;)







Ale najważniejsze i tak były zakupy :p




  • DST 10.46km
  • Czas 00:35
  • VAVG 17.93km/h
  • VMAX 29.20km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 25m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 10 października 2023 Kategoria !Surlier, Wypad

Udine, dz. 4

Rano o kilka stopni cieplej niż wczoraj, ale jeszcze więcej rosy. W związku z tym w ciągu dnia suszyłem namiot, ale z powodu braku słońca - niezbyt skutecznie (w narożnikach został lekko wilgotny).

Poza tym na dzień dobry zaskakująco syty big Nassfeld Pass - robiłem go 3 lata temu, ale nie pamiętałem, że tak dużo dwunastoprocentówki tam jest! A potem to, co aardy lubią najbardziej, czyli Italia, bella Italia! Kocham Italię! :D















Kwatera w Udine co najmniej poprawna, a może się okazać wręcz dobra*. Tak czy owak zostaję do piątku :)

*Jednak miała sporą wadę: ponoć "sąsiedzi mają coś przeciwko" (!!), żeby rower wnosić na górę (co za absurd! niezależnie od tego czy to prawda!), więc trzeba go odstawiać do garażu, który jest ze 200m dalej. Początkowo wręcz była mowa, że za każdym razem jak chcę wziąć rower, to mam dzwonić telefonem, żeby ktoś zszedł i mi otworzył garaż! No, ale finalnie dostałem klucze do tego garażu. Chociaż tyle. Niemniej powrót z zakupami był zawsze na raty: zostawiałem rower pod domem, wnosiłem zakupy, a potem odstawiałem rower do garażu. Bez sensu.

  • DST 110.51km
  • Czas 04:55
  • VAVG 22.48km/h
  • VMAX 61.20km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 1098m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 9 października 2023 Kategoria !Surlier, Wypad

Udine, dz. 3

Rano 5 stopni, ale jakoś przeżyłem. Zakupy w piekarni, gdzie za zwykłą bułkę i jedno ciastko (ślimak makowy) zapłaciłem 4,54 eur (!!!) też.

Podczas podjazdu na Turracherhohe z czasem się ocieplilo i na górze było już 17 stopni i słońce zza chmur. Ale jakoś słabo mi się jechało. Za to zjazd 20% z wiatrem - emocjonujący. Były warunki na życiowy rekord prędkości (bodaj 82 kmh), ale jakoś nie miałem ochoty. 


Drawa

Potem male zakupy w Billi, dalszy zjazd nad jezioro i stroma hopa 200m do Friesach. Zaś stamtąd ostatnia przełęcz: 600m netto, ale ze 150m zjazdem pośrodku. I do 12%. Dała mi w kość. Z formy po wyprawie (jeśli ją mialem) niewiele już zostało :-P

Finalnie jednak dzień znacznie krótszy i na kempingu w Obervellach byłem o godz. 17. Fajnie, że wreszcie przed zmrokiem :-) I kemping fajny. Spałem tu w 2020, teraz taniej! (bo po sezonie) :-)

Dziś też znacznie lepsza pogoda. Słońce zza chmur, bez opadów i raczej słaby wiatr. Tylko widoczność kiepska i ze zdjęć wspaniałych Karawanków nic nie wyszło :-(


  • DST 103.82km
  • Czas 05:55
  • VAVG 17.55km/h
  • VMAX 72.51km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 2044m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 8 października 2023 Kategoria !Surlier, Wypad

Udine, dz. 2

Obudziłem się przed 6, bo znów wiało jak poebane. Za to szokująco cieplo, 19 stopni! W budynku łazienek znacznie chłodniej! Anomalia jakaś. W związku z tym wyjechałem tuż przed 8. Wow! 
Wiatr okazał się kołujący, jak to w górach. Na początek stroma hopa do Mooslandl, a potem dolina Gesaeuse. Nie kojarzyłem, że tam takie czechy :O Za to pięknie jak zwykle, ale że to już mój bodaj piąty przejazd, to trochę przywykłem ;-)




Dachstein, ein Mensch brennt (zdjęcie strasznie zaszumione, bo na dużym zoomie)
Potem z Admont na przełęcz pod Oberstklinkehuette, na podjeździe zaczęło kropić, ale wkrótce przestało. Za to na górze (1100 m npm) już tylko 15 stopni i znowu zaczyna popadywać. Lunch pod daszkiem czyjejś szopy, i potem zjazd w coraz mocniejszym deszczu. Ale na dole w Trieben (700) już znów sucho.

Biorę wodę i zaczynam podjazd na Hohetauern. Oczywiście wkrótce zaczyna padać, tym razem to nieco więcej niż kropienie. Wkrótce szosa robi się mokra.
Podjazd solidny, z reguły 9-12%, niby tylko 600m, ale daje nieco w kość. Za to jest to już ostatni większy na dziś. Na górze jestem ok 14 i wreszcie nie pada. Ubierając się na zjazd, czuję się jak jakaś szycha ;-)


Zjazd bardzo długi i łagodny, kilometry (a zostało mi jeszcze 85) ładnie lecą. Lubię takie :-) Po drodze się też nieco przeciera. Do końca dnia będzie już pochmurno, ale bez deszczu.


Chodził lisek koło drogi :-/
W dolinie Mur początkowo straszne czechy, do 12%! I oczywiście pod silny nadal wiatr. Po ok. godzinie (i raptem 12 km) czechy się zmniejszają, a wiatr słabnie. Za to jestem już bardzo głodny. Mam dość jedzenia kanapek, marzę o kebabie. Niestety trafia się dopiero w Murau, czyli kolejnych 30 km i kilka podjazdów dalej. Prawie mnie odcięło! (mimo batona na szybko)
Z Murau już tylko niecałe 20 km do Stadl. Ale jeszcze kilka hop, niestety. Docieram o zmroku. Na kempingu Brauhauser jedna para kamperowców z UK i to tyle. Gospodarzy ni widu. Rozbijam się wedle uznania, jutro spróbuję ich znaleźć. Na razie myć, prać i żryć. Mocno zmęczony znów jestem...

  • DST 150.06km
  • Teren 0.50km
  • Czas 08:03
  • VAVG 18.64km/h
  • VMAX 63.64km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 2319m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 października 2023 Kategoria !Surlier, Wypad

Udine, dz. 1

Postanowiłem skorzystać z ostatnich dni niemal lata i skoczyć do Italii. W końcu mieszkam ledwie 300 km od granicy, a ostatni raz bylem tam w 2020, czyli przed przeprowadzką do Wiednia :-P
Wczoraj już niemal zrezygnowałem, bo dotychczas wg prognoz miało być 25-28 stopni i lampa, a wczoraj popsuła się prognoza. Nie jakoś drastycznie, ale w niedzielę i poniedziałek 17 stopni, w niedzielę trochę deszczu, a w sobotę atomowy wiatr w ryj. Sporo argumentów przeciw, ale w końcu uznałem, że za tydzień czy dwa prognoza będzie pewnie gorsza. Teraz albo nigdy!
Start z domu godz. 8:10, wieje zacnie. Jeszcze po świeży chleb do Adriatyku i o 8:30 ruszam. Już na Floetzersteigu ledwo jadę! LOL! No, ale dobra, w razie czego mogę po drodze wsiąść do pociągu do St. Poelten albo wręcz zawrócić. Więc trza spróbować.
Do Pressbaum, gdzie pierwszy postój na banana, było ciężko. Ale potem skończyły się miasteczka i zaczęły pola. I zrobił się dramat. Rzeźnia, nie wiatr! 15-17 kmh po płaskim!
Przed St. Poelten zboczyłem z głównej, żeby się trochę skryć. Niewiele to dało, a jeszcze trochę dodatkowych czech wpadło. Ale za to za St. Poelten zaczęła się dolina Pielach i wręcz trochę gór.



I tam już było sporo lepiej, bo skręciłem na SW, wiatr zatem przodoboczny, a góry wyraźnie osłaniały. Więc po 65 km rzeźni zrobiło się już tylko kiepsko. Za to pod górę.


Jedna długa przełęcz, potem zjazd i już jest godz. 16. Jem kanapki i zaczynam biga Grubberg. Od tej strony wcale nie taki łatwy! 400m podjazdu to niewiele, ale dochodzi do 10%, a wiatr wciąż przeszkadza. No i mam ponad 100 km w nogach. Ale jakoś się dotoczylem. Z biga już tylko 50 km do końca (i niewielka przełęcz).


Ciuchcia w Oetschertal
Za Goestling zapada mrok, ustaje wiatr i ostatnia przełęcz wpada już po ciemku. W Lassing obczajam miejsce, gdzie miałem spać na dziko, ale jest kiepskie. Dobrze, że zmieniłem plany i jadę na kemping 11km dalej. Po drodze jeszcze sporo czech. Już mam dość! Ale wreszcie jest kemping. Zupełnie pusty, ale czynny. I z działającym kaloryferem w łazience ! Można wysuszyć pranie :-)
Wieczorem chwilę kropi, ale zaraz przestaje. Oby tak dalej! 

  • DST 166.72km
  • Czas 08:09
  • VAVG 20.46km/h
  • VMAX 61.67km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 1867m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 12 września 2023 Kategoria Wyprawa, !Surlier

No More Basking in the Sun, dz. 29, powrót

Z Bilbao na lotnisko i z lotniska do Wiednia.
Zaskakująco dobrze dziś poszło. Zwłaszcza odprawa bagażowa (rower) wyjątkowo szybka w Jebao. Nie bilbać? ;)
Nota dla potomności: pakowanie roweru (demontaż, owijanie folią i oklejanie) i sakw (do torby z Ikei i do worka plastikowego, oklejanie) zajmuje 1:15h (rozpakowywanie tak samo).

Podsumowanie wyprawy później, Ledwo żyję, wstawszy o 4:30 ;)
===

Podsumowanie wyprawy Basking in the Sun 2023:

Całkowity dystans wyprawy: 2 291 km, średnio dziennie 96,2km (bez dni restowych).
Całkowita suma podjazdów: 47 381 m
, czyli 2 068 m / 100 km. Zdecydowanie bardziej górzyście niż na południu Hiszpanii (tam było 1 718)! Porównywalnie z Alpami! Szok!
Zaliczonych bigów: 33, średnio dziennie 1,37. Też więcej niż rok temu. I znów sporo czech, aczkolwiek tu raczej głownie na bezbigowych odcinkach. Czyli w sumie: albo podjazd na biga, zjazd i kolejny podjazd (jak w Alpach, tylko oczywiście nie aż tak wysoko) albo bez bigów, ale wtedy czechy. 

Forma
: od początku oczywiście beznadziejna i aż do końca bez szału. W tym kontekście widzę, że miałem trochę fart, że zamieszanie z bagażem (które sprawiło, że start z Bilbao nastąpił w ważne święto i nie było już biletów na pociąg do Leon) zmusiło mnie do przejechania trasy w przeciwnym kierunku. Wprawdzie z tego powodu miałem łącznie o 800m podjazdów więcej, ale za to początkowe dni były łatwiejsze, a robiło się coraz trudniej wraz ze stopniowym przyrostem formy (pierwsze półtora tygodnia to średnio 1650m podjazdów dziennie, a reszta już 2280). Więc w sumie nieźle wyszło. Co oczywiście nie znaczy, że dobrze, bo gdyby nie zamieszanie z bagażem, to miałbym do dyspozycji o 3 dni restowe więcej i prawdopodobnie spokojnie zbudowałbym w międzyczasie lepszą formę. A tak to forma przyjdzie teraz. Na dniach :p

Sprzęt: głownie ofiary zdarzeń losowych: uszkodzony talerz w samolocie i skradziony nóż. Poza tym luz w tylnym kole, który w nerwach, ale tanio udało się skasować i mój błąd z butami - nie powinienem był już zabierać żółtych ciżemek. Ale jakoś nie przybaniowałem przed wyjazdem, że są już miększe niż w dniach swojej młodości... 
Klocki hamulcowe wytrzymały do końca (choć teraz już zdecydowanie pora je wymienić), pozostałe elementy też bez zarzutu, nawet gumy żadnej nie złapałem...

Pogoda
: niesamowite kontrasty pogodowe. Od kilkudniowej mżawki przez pierońskie upały po silne wiatry. Jedno czego nie było, to naprawdę zimno - kurtkę puchową założyłem dwa razy rankiem, a gdybym jej nie miał, to też bym wytrzymał. Ale ilość czasu z deszczem olbrzymia. W zasadzie chyba tylko przez 3 dni nie padało wcale. Przez 5 siąpiło non stop, a pozostałe to pochmurne dni z przelotnymi opadami.

Okoliczności: Też różnorakie. Wspaniałe widoki w Picos de Europa i na północnozachodnim wybrzeżu. Cudowne, oszałamiające! Nic porównywalnego nie ma na południu, przynajmniej ja nie widziałem. Playa de las Catedrales i okolice między Foz a Valdovino to jest klasa światowa. Poza tym głównie góry typu szkockiego, trochę skał, dużo wrzosów. Ładnie, ale bez szału. Jedzenie też zwyczajne, nic mnie nie ujęło. W przeciwieństwie do południa kraju, tu nie ma problemów z wodą. Większość źródełek "działa", a jak nawet nie ma źródełka, to zawsze można poprosić od kogoś z domu. No chyba że total odludzie, ale takie odcinki rzadko trwają więcej niż 4 godziny, więc da się wziąć odpowiednią ilość wody na zapas. 

Inne: Ogólnie trasa spełniła, a nawet przewyższyła moje oczekiwania, natomiast odbiór wyprawy był bardzo zakłócony przez wszechogarniającego pecha. Począwszy od zagubienia bagażu i roweru przez linię lotniczą, poprzez uszkodzenie niektórych elementów bagażu, kradzież noża, problemy z miejscem na kempingu, trafianiem w miejsca bezsklepowe w tygodniu, a w sklepowe w niedziele, dodatkowe święta nie wtedy, kiedy trzeba, odprawę na lot powrotny, i tak dalej, i tak dalej. Czasami już ciężko mi było to znieść. Oczywiście, mogło być znacznie gorzej, mogłem codziennie łapać po dwie gumy, a rower mógł mieć pękniętą ramę, etc... No, ale nagromadzenie niefartu było grubo powyżej przeciętnej i mam nadzieję, że wyrobiłem swoją normę na najbliższych kilka lat...
  • DST 36.80km
  • Czas 02:00
  • VAVG 18.40km/h
  • VMAX 46.98km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 270m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 11 września 2023 Kategoria Wyprawa, !Surlier

Bilbać jebao, dz. 28

Poranek leniwie, bo pociąg dopiero o 11:54. Ale już były pierwsze oznaki, bo przyszedł mail od WizzAir, że wirtualna karta pokładowa w Bilbao nie działa i że muszę mieć wydrukowaną. Hmmm, to sprawdzam print shopy w Bilbao. Jest kilka w centrum. Ale przecież jest święto! Jeśli nieczynne, to będę żebrał w jakimś hotelu. Dobra. Ale może to jest święto lokalne w Kastylii. Oby.

Po drodze na dworzec w Ponferradzie widzę hotel, a że jest już po godz. 10 (mniej niż 24h przed odlotem, więc darmowa odprawa jest dostępna), to staję, żeby się odprawić i mieć z głowy ten wydruk. Niestety, odprawa pokazuje error. Nie wiadomo jaki, just error! Próbuję z różnych sieci, nic! Trudno, spróbuję z pociągu z kompa. 

Na dworcu spoko, na tablicy odjazdów na dziś całe 4 pociągi (!), w tym mój, okej. Idę do kasy, a pani mówi, że nie jest pewna, czy potrzebuję bilet na bagaż (rower). Raczej nie, ale najwyżej u konduktora dopłacę. No nieźle...

Waham się, czy demontować rower, ale uznaję, że nie, bo nie wiadomo, w którym miejscu stanie mój wagon. A ze zdemontowanym rowerem i czterema sakwami ciężko się biega :-P Ale podchodzi do mnie zawiadowca i mówi, że muszę zdemontować i pokazuje, gdzie powinien być mój wagon. Okej, odkręcam pedały i kierownicę. Chyba wystarczy. 

Pociąg wjeżdża o kilka minut spóźniony. Wagon jednak kawałek dalej. Biegnę, wsiadam, okej. Próbuję upchnąć rower do worka (udaje się) i do przestrzeni bagażowej (nie udaje się). Ale stawiam równolegle do korytarza przy stojaku pelnym toreb. Stoi, nic nie wystaje, gitara. Jedziemy. 



Ale oczywiście po kilku minutach przychodzi konduktor i robi aferę, że koło blokuje drzwi między wagonami i mam zdemontować. No to zdejmuje koło i lowrider, a on dalej drze japę, że tak nie może być. Każe wziąć rower i iść za sobą przez pół pociagu (6 wagonów). Roztrącam ludzi, klnę na niego po angielsku i przepraszam wszystkich za tego idiote. A na końcu pociągu jest przestrzeń. Wąska, ale donikąd nie prowadzi i rower się mieści akurat! Mógłby być w całości, bez demontażu! Okej, trudno. 

Miejsca dla mnie w pobliżu nie ma, więc muszę zostać w środku składu z sakwami i przejść dopiero pod koniec trasy. Okej. To teraz odprawa WizzAir. Nadal nie działa. Na dodatek net rwie, bo jedziemy przez góry. Ale tutaj N. pokazała pazur, bo znalazła działający numer na infolinię WizzAir i to bezpłatny! I dowiedziała się, że ponieważ godzina odlotu zmieniła się o bodaj 10 minut (!!), to ja muszę najpierw te zmianę zatwierdzić i dopiero będę się mógł odprawić. Sęk w tym, że ja o tej zmianie wiem, ale nigdzie w systemie nie widziałem opcji zatwierdzenia. Po bezskutecznych poszukiwaniach w końcu dzwonię na infolinię od N. i tam bardzo miła Ukrainka zatwierdza moją zmianę. Teraz odprawa powinna być możliwa. To znaczy, jak będzie kurwa net! 

Wreszcie, na stacji Astorga udaje mi się przeklikac przez to gówno w kompie (w aplikacji nadal nie działa). Ale i tak nie mam karty pokładowej! Kolejna próba z przeglądarki w telefonie. WRESZCIE poszło! I w ten sposób, po zaledwie trzech godzinach prób mam kartę pokładową. Uff... 

Potem wreszcie coś jem, trochę drzemię i wkrótce jest pora przenosić sakwy na tył składu. Chociaż w sumie nie wiadomo, bo pociąg jest już opóźniony o 25 minut, a ja mam pół godziny na przesiadkę. Zdążę? Zależy, czy nie zwiększy opóźnienia. Idę na tył, a tam oprócz mojego jeszcze dwa rowery. Kompletnie mnie blokują!



Muszę każdy po kolei przenieść przez wagon, a potem, dokonawszy mijanki przy kiblu, odnieść tamte dwa z powrotem. Gotowe. Teraz montuję w swoim koło i lowrider, żeby móc biec z sakwami (a nie na raty). Już wiem od konduktora, że na peron 8, tylko nie wiem, z którego i czy po schodach. Nic to, jestem gotów :O

Na stacje wjeżdżamy o 16:23, mój odjeżdża 16:25. Pędzę. "Roztrącam" ludzi ("Desculpe! Desculpe!") i pędzę. Nie ma schodów! Zdążyłem! JEST! Na dodatek okazuje się, że to jest skład typu regio (miał być "larga distancia" czyli dalekobieżny) i że rower może normalnie stać! Hurra! Mogę go nawet teraz złożyć! Składam. Niestety łamię jedną śrubę od mostka. Ale są jeszcze trzy, wystarczą. 

Potem już tylko czekam aż się doczłapiemy do Bilbao i obserwuję coraz gorszą pogodę. W Bilbao jesteśmy o czasie. Leje. Ruszam za gpsem do copy shopu. Musiałem się dziś rano pomylić tworząc punkt, bo wyprowadza mnie gdzieś w pizdu na górę, a to powinno być niedaleko stacji i nad rzeką! Sprawdzam w telefonie i wracam. Jest drukarnia. I kolejka na 6 osób, każda chyba właśnie wydała książkę, bo kseruje, binduje, drukuje bez końca! Wreszcie trochę się wpycham po moją jedną stronę. Jest! 10 centów. Chociaż tyle. 

Potem jeszcze po kolację do Lidla (okazuje się, że tu nie ma święta, za to jest ze 20 osób w kolejce do dwóch kas!) i o 19:45 jestem na kwaterze. O dziwo, moja folia bąbelkowa, zostawiona miesiąc temu na innej kwaterze tego zamego właściciela (wraz z kilkoma innymi drobiazgami), też jest. Wow! Są pozytywy! :)

Myć, jeść, przepak, spać. To był KOSZMARNY dzień! Bilbać jebao! :-/
  • DST 12.13km
  • Czas 00:47
  • VAVG 15.49km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 101m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl