Alpi mio amore, dz. 70 i ostatni
Start z hostelu w Como dość leniwy, bo o 9:15. Jednak pakowanie się jest mocno utrudnione, gdy dookoła śpią ludzie, których prubujesz nie obudzić i np. nie zapalasz światła :-P
Potem kilka km po włoskich miasteczkach i zaczyna się podjazd. A zaraz potem granica szwajcarska i podjazd wyostrza. Momentami 12%. Na szczęście wypatrzylem na mapie sensowny skrócik, który nie dość, że oszczędził mi 90m zjazdu (potem oczywiście podjazdu), to jeszcze sprawił, że podjazd był łagodniejszy. Bo ślad prowadził drogą 17%!
Na wys. 550 udaje mi się zrzucić sakwy w otwartym garażu pewnego miłego pana i dalej już na lekko na biga Monte Generoso. Oczywiście zapomniałem zjeść, a mam ze sobą tylko jednego croissanta, więc cisnę jak głupi, zanim mnie odetnie :-)
Na górze (stacja kolei zębatej z pięknym widokiem na Lago di Lugano) jestem o 11:30. Zjazd też idzie spoko, zabieram sakwy, zjeżdżam tymi 17% do Mendrisio i tam wreszcie jem lancz na przystanku autobusu.
Potem lekki podjazd i po kilku kilometrach znowu Italia. Zjazd do Varese, które mijam obwodnicą i bardzo ostry początek podjazdu na ostatniego biga. Sakwy zrzucam w cukierni na wys. 400 i dalej juz na lekko na Campo dei Fiori. Jest to nie tylko mój ostatni big tej wyprawy i w tym roku, również ostatni big we Włoszech. Tak, zrobilem przez te lata wszystkie 150! Smuteczek :-(
Na górze jestem o 15:15. Zjeżdżam, zabieram sakwy i jadę do Eurospina, pora na zakupy do domu :-)
Na pociąg o 16:50 zdążam spokojnie. Trochę przygód z biletem, bo ponoć ten na rower działa tylko do Mediolanu, ale nie przejmuje się tym. Całą trasę pokonuję pociągami Trenord, bilet jest Trenord wazny 24 godziny, więc co mi zrobią? :-)
Oba pociągi nieco spóźnione, ale choć z trudem, zdążyłem na obie przesiadki i w Veronie jestem o 20:25. Jeszcze 4 km i jestem na kwaterze. B&B w mieszkaniu w bloku, ale spoko. Wyśpię sie, a jutro, mam nadzieję, łapię transport do Polski :-)
Como - San Pietro - Monte Generoso (big) - Mendrisio - Varese - Campo dei Fiori (ostatni big Italii!) - Varese - pociąg - Verona.
Potem kilka km po włoskich miasteczkach i zaczyna się podjazd. A zaraz potem granica szwajcarska i podjazd wyostrza. Momentami 12%. Na szczęście wypatrzylem na mapie sensowny skrócik, który nie dość, że oszczędził mi 90m zjazdu (potem oczywiście podjazdu), to jeszcze sprawił, że podjazd był łagodniejszy. Bo ślad prowadził drogą 17%!
Na wys. 550 udaje mi się zrzucić sakwy w otwartym garażu pewnego miłego pana i dalej już na lekko na biga Monte Generoso. Oczywiście zapomniałem zjeść, a mam ze sobą tylko jednego croissanta, więc cisnę jak głupi, zanim mnie odetnie :-)
Na górze (stacja kolei zębatej z pięknym widokiem na Lago di Lugano) jestem o 11:30. Zjazd też idzie spoko, zabieram sakwy, zjeżdżam tymi 17% do Mendrisio i tam wreszcie jem lancz na przystanku autobusu.
Potem lekki podjazd i po kilku kilometrach znowu Italia. Zjazd do Varese, które mijam obwodnicą i bardzo ostry początek podjazdu na ostatniego biga. Sakwy zrzucam w cukierni na wys. 400 i dalej juz na lekko na Campo dei Fiori. Jest to nie tylko mój ostatni big tej wyprawy i w tym roku, również ostatni big we Włoszech. Tak, zrobilem przez te lata wszystkie 150! Smuteczek :-(
Na górze jestem o 15:15. Zjeżdżam, zabieram sakwy i jadę do Eurospina, pora na zakupy do domu :-)
Na pociąg o 16:50 zdążam spokojnie. Trochę przygód z biletem, bo ponoć ten na rower działa tylko do Mediolanu, ale nie przejmuje się tym. Całą trasę pokonuję pociągami Trenord, bilet jest Trenord wazny 24 godziny, więc co mi zrobią? :-)
Oba pociągi nieco spóźnione, ale choć z trudem, zdążyłem na obie przesiadki i w Veronie jestem o 20:25. Jeszcze 4 km i jestem na kwaterze. B&B w mieszkaniu w bloku, ale spoko. Wyśpię sie, a jutro, mam nadzieję, łapię transport do Polski :-)
Como - San Pietro - Monte Generoso (big) - Mendrisio - Varese - Campo dei Fiori (ostatni big Italii!) - Varese - pociąg - Verona.
- DST 80.67km
- Teren 1.70km
- Czas 04:53
- VAVG 16.52km/h
- VMAX 59.35km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 2116m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Ło laboga - całkiem bez roweru? Ee, chyba co najwyżej (a raczej najniżej;) bez bigania :)
huann - 21:01 piątek, 2 października 2020 | linkuj
I co teraz? Bigi niewłoskie, czy jesioniozima polska?
huann - 12:09 piątek, 2 października 2020 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!