Sobota, 14 października 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wyprawa
Amici de Bici, dz. 70
Mimo że w dzień pogoda letnia, to jednak noce już bynajmniej nie upalne. Pobudka chłodna, było ok 10 st, ale zanim wyruszyliśmy - czyli dopiero ok. godz. 10, z powodu chłodu, grzebalstwa i greckiej zmiany czasu, w Polsce była wtedy 9 - to już było pod 20 stopni, a że na dzień dobry pod górę, więc szybko się rozgrzaliśmy :)
Po kilku kilometrach i jednej stumetrowej hopie (góra - dół) okazało się, że mapy google wpuściły nas w maliny, a wytyczony kilka dni temu na ich podstawie ślad prowadzi jakąś nieludzko boczną, betonową (co zwiastuje olbrzymie nachylenia, w Grecji tak gdzieś min 15%) drogą. A potem kto wie, czy nie szutrem. Rada w radę, poszukaliśmy alternatywy. Na szczęście na Korfu wszędzie jest blisko i nadłożenie wyszło raptem kilkukilometrowe.
Podjazd na Pantokratora (BIG) początkowo prowadził bardzo rozległymi gajami oliwnymi, pełnymi urokliwych, starych drzew z pniami jak z horroru (ziały w nich otwory jak usta) i zniszczonymi siatkami do łapania owoców - widać nikomu te oliwki już nie są potrzebne :( Pierwsze 300 metrów bardzo przyjemne, mimo, ze dwa razy mignęło 12%. Wyżej w sumie podobnie, ale z długimi wypłaszczeniami i krótkimi ostrymi piłami po kilkanaście procent. Wreszcie dobiliśmy do śladu w miejscowości Episkepsi - znów była to droga betonowa. Czy w międzyczasie był szuter? Pozostanie to dla nas tajemnicą ;)
W miejscu, gdzie ślad na biga odbijał z głównej drogi, urządziliśmy N. postój pod nieczynnym barem. Był stolik, ławka i miejsce na wysuszenie namiotu (rano zwinęliśmy kompletnie mokry). Mój skok w bok to 10 km i 500 metrów, więc się jakoś specjalnie nie przemęczyłem, chociaż nogi mnie na koniec mocno bolały - chyba jeszcze pozostałości przeziębienia. Ze szczytu widoki nieziemskie - cała Korfu, pół Albanii i ćwierć Grecji ;)
Zjazd, zwijanie namiotu i dalej już wspólny zjazd, w tym pod koniec bardzo ciasnymi serpentynami wśród domostw prosto nad morze. Gdyby owe domostwa były hotelami i rezydencjami pomyślałbym, że jestem w Taorminie, bo sceneria niemal identyczna :)
Na koniec dnia zakupy w markecie innym niż Lidl (rzeczy, których nie ma w Lidlu) oraz w Lidlu jako takim, bo od jutra mamy 2,5 dnia prawdopodobnie całkowicie bez sklepów, bo najpierw niedziela, a potem odludzie. Obejrzeliśmy tez Kerkyrę (bardzo miłe miasteczko w stylu włoskim) i wsiedliśmy na prom na stały ląd o 18:30. Prom płynie do Igoumenitsy aż 2 godziny, ale za to kosztuje... 11 EUR za dwie osoby i 2 rowery :) W miasteczku mieliśmy zaklepany pokój praktycznie przy samym porcie, więc choć późno, ale bez przygód zalogowaliśmy się w miłym Eleutheria Rooms (25 EUR). Dobranoc ;)
Po kilku kilometrach i jednej stumetrowej hopie (góra - dół) okazało się, że mapy google wpuściły nas w maliny, a wytyczony kilka dni temu na ich podstawie ślad prowadzi jakąś nieludzko boczną, betonową (co zwiastuje olbrzymie nachylenia, w Grecji tak gdzieś min 15%) drogą. A potem kto wie, czy nie szutrem. Rada w radę, poszukaliśmy alternatywy. Na szczęście na Korfu wszędzie jest blisko i nadłożenie wyszło raptem kilkukilometrowe.
Podjazd na Pantokratora (BIG) początkowo prowadził bardzo rozległymi gajami oliwnymi, pełnymi urokliwych, starych drzew z pniami jak z horroru (ziały w nich otwory jak usta) i zniszczonymi siatkami do łapania owoców - widać nikomu te oliwki już nie są potrzebne :( Pierwsze 300 metrów bardzo przyjemne, mimo, ze dwa razy mignęło 12%. Wyżej w sumie podobnie, ale z długimi wypłaszczeniami i krótkimi ostrymi piłami po kilkanaście procent. Wreszcie dobiliśmy do śladu w miejscowości Episkepsi - znów była to droga betonowa. Czy w międzyczasie był szuter? Pozostanie to dla nas tajemnicą ;)
W miejscu, gdzie ślad na biga odbijał z głównej drogi, urządziliśmy N. postój pod nieczynnym barem. Był stolik, ławka i miejsce na wysuszenie namiotu (rano zwinęliśmy kompletnie mokry). Mój skok w bok to 10 km i 500 metrów, więc się jakoś specjalnie nie przemęczyłem, chociaż nogi mnie na koniec mocno bolały - chyba jeszcze pozostałości przeziębienia. Ze szczytu widoki nieziemskie - cała Korfu, pół Albanii i ćwierć Grecji ;)
Zjazd, zwijanie namiotu i dalej już wspólny zjazd, w tym pod koniec bardzo ciasnymi serpentynami wśród domostw prosto nad morze. Gdyby owe domostwa były hotelami i rezydencjami pomyślałbym, że jestem w Taorminie, bo sceneria niemal identyczna :)
Na koniec dnia zakupy w markecie innym niż Lidl (rzeczy, których nie ma w Lidlu) oraz w Lidlu jako takim, bo od jutra mamy 2,5 dnia prawdopodobnie całkowicie bez sklepów, bo najpierw niedziela, a potem odludzie. Obejrzeliśmy tez Kerkyrę (bardzo miłe miasteczko w stylu włoskim) i wsiedliśmy na prom na stały ląd o 18:30. Prom płynie do Igoumenitsy aż 2 godziny, ale za to kosztuje... 11 EUR za dwie osoby i 2 rowery :) W miasteczku mieliśmy zaklepany pokój praktycznie przy samym porcie, więc choć późno, ale bez przygód zalogowaliśmy się w miłym Eleutheria Rooms (25 EUR). Dobranoc ;)
- DST 66.91km
- Teren 0.50km
- Czas 04:11
- VAVG 15.99km/h
- VMAX 55.63km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 1248m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!