Czwartek, 4 września 2014
Kategoria Surly-arch, Wyprawa
La Scala d'Italia, dz. 12
Postanowiliśmy uciec przed złą pogodą pociągiem. O 10 mieliśmy już obejrzane Arezzo (nawet ładne) i wsiadaliśmy w regio do Orvieto. 1,5 godziny i jesteśmy w innym świecie. Na peronie upał, słonecznie. Rewelka! :-)
Samo Orvieto jest przepiękne, widoczne z dołu miasteczko na szczycie wysokiej góry prezentuje się już bardzo okazale, ale im wyżej się wjeżdża po sąsiednim zboczu, tym okazalsze się staje :-)
Dalsza trasa to mozolna wspinaczka na płaskowyż okalający od północy jezioro Bolsena. Wreszcie jesteśmy na gorze. A tam słoma w balotach na polach i nie zebrany jeszcze tytoń. Jak w Polsce :p
Potem zrobiły się widoki na jezioro i zrobiła się pora sjesty. Wszystko pozamykane, a my bez jedzenia i bez picia... Jakoś dociągamy na jeżynach i podkradzionych z krzaczka winogronach. Wreszcie w Pitigliano znajduje się czynny market. Jemy gorącą lasagne, mniam :-)
Kawałek dalej okazuje się, ze Pitigliano to najpiękniejsze miasteczko świata. Położone tak jak Orvieto, ale widziane z bardzo bliska robi jeszcze większe wrażenie. Słowa tego nie opiszą...
Potem jeszcze krotki podjazd do Manciano (tez ładne) i wreszcie dluuugi zjazd w stronę morza. Jeszcze kilka hopek, jeszcze długawy płaski odcinek z wiatrem w pysk i w końcu wjeżdżamy do Albinii. Trochę błądzenia w poszukiwaniu kempingów, ale wkrótce się znajdują i to fajne, a jeden nawet niedrogi :-)
Dochodzimy do wniosku, ze pora na dzień restowy, ten kemping się świetnie do tego nadaje. Wiec jutro tylko jeden big i laba :-)
Samo Orvieto jest przepiękne, widoczne z dołu miasteczko na szczycie wysokiej góry prezentuje się już bardzo okazale, ale im wyżej się wjeżdża po sąsiednim zboczu, tym okazalsze się staje :-)
Dalsza trasa to mozolna wspinaczka na płaskowyż okalający od północy jezioro Bolsena. Wreszcie jesteśmy na gorze. A tam słoma w balotach na polach i nie zebrany jeszcze tytoń. Jak w Polsce :p
Potem zrobiły się widoki na jezioro i zrobiła się pora sjesty. Wszystko pozamykane, a my bez jedzenia i bez picia... Jakoś dociągamy na jeżynach i podkradzionych z krzaczka winogronach. Wreszcie w Pitigliano znajduje się czynny market. Jemy gorącą lasagne, mniam :-)
Kawałek dalej okazuje się, ze Pitigliano to najpiękniejsze miasteczko świata. Położone tak jak Orvieto, ale widziane z bardzo bliska robi jeszcze większe wrażenie. Słowa tego nie opiszą...
Potem jeszcze krotki podjazd do Manciano (tez ładne) i wreszcie dluuugi zjazd w stronę morza. Jeszcze kilka hopek, jeszcze długawy płaski odcinek z wiatrem w pysk i w końcu wjeżdżamy do Albinii. Trochę błądzenia w poszukiwaniu kempingów, ale wkrótce się znajdują i to fajne, a jeden nawet niedrogi :-)
Dochodzimy do wniosku, ze pora na dzień restowy, ten kemping się świetnie do tego nadaje. Wiec jutro tylko jeden big i laba :-)
- DST 113.52km
- Teren 1.00km
- Czas 05:55
- VAVG 19.19km/h
- VMAX 60.14km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 1197m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!