Informacje

  • Wszystkie kilometry: 215845.75 km
  • Km w terenie: 5228.95 km (2.42%)
  • Czas na rowerze: 433d 09h 40m
  • Prędkość średnia: 20.75 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Poniedziałek, 1 września 2014 Kategoria Wyprawa, Surly-arch

La Scala d'Italia, dz. 9

Od rana lało. Raz srednio, raz jak z cebra. Długo marudzilismy ze zwijaniem obozu, pakowalismy po trochu, to znów przerwa, ale wreszcie nie było zmiłuj, trzeba było zwinąć namiot. No to spakowalismy wszystko i heja... do kempingowego baru :p
Po drodze okazało się że w przednim kole N. jest guma. Szczerze mówiąc, na to tylko czekaliśmy! Po pierwsze, nie trzeba jeszcze wyruszać, a ponadto chodziło o to, żeby założyć węższą dętkę na przód, bo jak zmieniałem  N. opony przed wyjazdem, to odruchowo włożyłem tę samą, co do dwucalówki, a taka jest przecież cięższa :-)

No to zmieniamy. W barze jest ciepło, więc można nie tylko zmienić dętkę, ale też załatać starą. Załataliśmy, naprawiliśmy, ale nadal leje! Trudno, nic nie poradzimy, trzeba jechać!

Wsiadamy i dymamy pod 12% górę. Idzie słabo, N. klnie na czym świat stoi, a ja się stresuję, ze jej źle. Dojeżdżamy do McDonalda na 430 m npm., tam zostawiam N. i jadę zdobywać biga San Marino. Zimno, mokro, do domu daleko, ale big wchodzi jak w masło. Tylko zjazd boleśnie zimny. Po powrocie do McD decydujemy, ze trzeba jechać dalej, bo tu nie ma co zostawać, skoro wszędzie 12%, a nawet sklepu ni ma :(

Rysujemy sobie profil na gpsies i wychodzi, że większość dnia pod gore, wiec powinno być OK, skoro jest 12 st. :p

No to jedziemy. San Marino niby takie malutkie, ale się zaskakująco ciągnie. Wreszcie jest granica, potem zjazd. Na dole jesteśmy przemarznięci do szpiku, ale na szczęście teraz pod gore, wiec heja. Jedziemy i jedziemy, i jedziemy. We mgle, deszczu i silnym wietrze NE. Czasem chce nas zwiać na bok, ale dajemy rade. POtem jedziemy dalej. I dalej. I nadal jedziemy, i wciąż w deszczu. Masakra jakaś.

Wreszcie jest! Wymarzona,  wyśniona Carpegna! Tu ma być kemping z bungalowem za 20 EUR od osoby. I jest! Trzeba co prawda potargować, ale jest :-) Rozbieramy się z mokrych ciuchów, suszymy, grzejemy... Jest wino, kobiety, jest dobrze ;)

Aha, jest i zła wiadomość: w San Marino zostawiłem baterie od efaja wraz z ładowarką... Może uda się załatwić, że odeślą na poste restante... Nic to, spać! :-) 

PS. Tekst dnia: "jak na listopad to nawet ciepło!" :-) 
PPS. Drugi tekst dnia: "jak na listopad w Szkocji, to nawet słabo wieje" :p
  • DST 47.44km
  • Czas 03:42
  • VAVG 12.82km/h
  • VMAX 35.04km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 1348m
  • Sprzęt arch-Surly
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Najważniejsze że nie zmarzliście!
Hipek
- 06:36 wtorek, 2 września 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl