Poniedziałek, 1 września 2014
Kategoria Wyprawa, Surly-arch
La Scala d'Italia, dz. 9
Od rana lało. Raz srednio, raz jak z cebra. Długo marudzilismy ze zwijaniem obozu, pakowalismy po trochu, to znów przerwa, ale wreszcie nie było zmiłuj, trzeba było zwinąć namiot. No to spakowalismy wszystko i heja... do kempingowego baru :p
Po drodze okazało się że w przednim kole N. jest guma. Szczerze mówiąc, na to tylko czekaliśmy! Po pierwsze, nie trzeba jeszcze wyruszać, a ponadto chodziło o to, żeby założyć węższą dętkę na przód, bo jak zmieniałem N. opony przed wyjazdem, to odruchowo włożyłem tę samą, co do dwucalówki, a taka jest przecież cięższa :-)
No to zmieniamy. W barze jest ciepło, więc można nie tylko zmienić dętkę, ale też załatać starą. Załataliśmy, naprawiliśmy, ale nadal leje! Trudno, nic nie poradzimy, trzeba jechać!
Wsiadamy i dymamy pod 12% górę. Idzie słabo, N. klnie na czym świat stoi, a ja się stresuję, ze jej źle. Dojeżdżamy do McDonalda na 430 m npm., tam zostawiam N. i jadę zdobywać biga San Marino. Zimno, mokro, do domu daleko, ale big wchodzi jak w masło. Tylko zjazd boleśnie zimny. Po powrocie do McD decydujemy, ze trzeba jechać dalej, bo tu nie ma co zostawać, skoro wszędzie 12%, a nawet sklepu ni ma :(
Rysujemy sobie profil na gpsies i wychodzi, że większość dnia pod gore, wiec powinno być OK, skoro jest 12 st. :p
No to jedziemy. San Marino niby takie malutkie, ale się zaskakująco ciągnie. Wreszcie jest granica, potem zjazd. Na dole jesteśmy przemarznięci do szpiku, ale na szczęście teraz pod gore, wiec heja. Jedziemy i jedziemy, i jedziemy. We mgle, deszczu i silnym wietrze NE. Czasem chce nas zwiać na bok, ale dajemy rade. POtem jedziemy dalej. I dalej. I nadal jedziemy, i wciąż w deszczu. Masakra jakaś.
Wreszcie jest! Wymarzona, wyśniona Carpegna! Tu ma być kemping z bungalowem za 20 EUR od osoby. I jest! Trzeba co prawda potargować, ale jest :-) Rozbieramy się z mokrych ciuchów, suszymy, grzejemy... Jest wino, kobiety, jest dobrze ;)
Aha, jest i zła wiadomość: w San Marino zostawiłem baterie od efaja wraz z ładowarką... Może uda się załatwić, że odeślą na poste restante... Nic to, spać! :-)
PS. Tekst dnia: "jak na listopad to nawet ciepło!" :-)
PPS. Drugi tekst dnia: "jak na listopad w Szkocji, to nawet słabo wieje" :p
Po drodze okazało się że w przednim kole N. jest guma. Szczerze mówiąc, na to tylko czekaliśmy! Po pierwsze, nie trzeba jeszcze wyruszać, a ponadto chodziło o to, żeby założyć węższą dętkę na przód, bo jak zmieniałem N. opony przed wyjazdem, to odruchowo włożyłem tę samą, co do dwucalówki, a taka jest przecież cięższa :-)
No to zmieniamy. W barze jest ciepło, więc można nie tylko zmienić dętkę, ale też załatać starą. Załataliśmy, naprawiliśmy, ale nadal leje! Trudno, nic nie poradzimy, trzeba jechać!
Wsiadamy i dymamy pod 12% górę. Idzie słabo, N. klnie na czym świat stoi, a ja się stresuję, ze jej źle. Dojeżdżamy do McDonalda na 430 m npm., tam zostawiam N. i jadę zdobywać biga San Marino. Zimno, mokro, do domu daleko, ale big wchodzi jak w masło. Tylko zjazd boleśnie zimny. Po powrocie do McD decydujemy, ze trzeba jechać dalej, bo tu nie ma co zostawać, skoro wszędzie 12%, a nawet sklepu ni ma :(
Rysujemy sobie profil na gpsies i wychodzi, że większość dnia pod gore, wiec powinno być OK, skoro jest 12 st. :p
No to jedziemy. San Marino niby takie malutkie, ale się zaskakująco ciągnie. Wreszcie jest granica, potem zjazd. Na dole jesteśmy przemarznięci do szpiku, ale na szczęście teraz pod gore, wiec heja. Jedziemy i jedziemy, i jedziemy. We mgle, deszczu i silnym wietrze NE. Czasem chce nas zwiać na bok, ale dajemy rade. POtem jedziemy dalej. I dalej. I nadal jedziemy, i wciąż w deszczu. Masakra jakaś.
Wreszcie jest! Wymarzona, wyśniona Carpegna! Tu ma być kemping z bungalowem za 20 EUR od osoby. I jest! Trzeba co prawda potargować, ale jest :-) Rozbieramy się z mokrych ciuchów, suszymy, grzejemy... Jest wino, kobiety, jest dobrze ;)
Aha, jest i zła wiadomość: w San Marino zostawiłem baterie od efaja wraz z ładowarką... Może uda się załatwić, że odeślą na poste restante... Nic to, spać! :-)
PS. Tekst dnia: "jak na listopad to nawet ciepło!" :-)
PPS. Drugi tekst dnia: "jak na listopad w Szkocji, to nawet słabo wieje" :p
- DST 47.44km
- Czas 03:42
- VAVG 12.82km/h
- VMAX 35.04km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 1348m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!