Wpisy archiwalne w kategorii
Wycieczka
Dystans całkowity: | 68894.24 km (w terenie 2890.43 km; 4.20%) |
Czas w ruchu: | 2985:25 |
Średnia prędkość: | 23.08 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.55 km/h |
Suma podjazdów: | 393308 m |
Maks. tętno maksymalne: | 174 (0 %) |
Maks. tętno średnie: | 152 (0 %) |
Suma kalorii: | 130482 kcal |
Liczba aktywności: | 1164 |
Średnio na aktywność: | 59.19 km i 2h 33m |
Więcej statystyk |
Sobota, 18 listopada 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wycieczka
Po mieście Rzym (105)
Circo Massimo, Via Appia, grób Scypionów, Porta San Sebastiano, Parco Caffarella, Łuk Sykstusa V, Casal Bertone (zakupy w Auchan - najtaniej i największy wybór), powrót przez Porta Maggiore, Monti i tunel pod Kwirynałem, ale już po ciemku, więc jutro znów tam jedziemy, bo wyglądało bardzo ciekawie (jak wszystko tutaj :)
- DST 27.36km
- Teren 3.00km
- Czas 02:01
- VAVG 13.57km/h
- VMAX 34.62km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 139m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 8 listopada 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wycieczka
Amici de Bici, dz. 95, awaryjny
O 8 rano wyruszyłem na biga Monte Vulture. Podjazd zacny, od początku trzymał ponad 10% z miejscami za 15, więc wysokość przybywała szybko i mimo chłodu (a może dzięki niemu?) dobrze się jechało. Do czasu... Kilkadziesiąt metrów od szczytu po dłuższym wypłaszczeniu (typu 6%) znów się zrobiło kilkanaście, więc zrzucam na młynek a tu... CHRUP!! Łańcuch się jakoś zaklinował w wózku przedniej przerzutki, a jak cofnąłem i spróbowałem ponownie (rutyna), to zobaczyłem, że jedno ogniwko jest pęknięte. No żeż shit! Nie pojadę ani metra dalej z takim łańcuchem! Spinkę mam, ale na kwaterze, a teraz tylko się cieszyć, że do domu jest non-stop w dół... No i że big zaliczony, bo już było widać maszt na szczycie, brakło kilkadziesiąt metrów dosłownie...
Więc ubieram się i zjeżdżam, uważając, żeby nie ruszyć pedałami, bo jak pęknięte ogniwko gdzieś wklinuję, to mogę już nie wyciągnąć. Co prawda mógłbym zdemontować łańcuch, ale wtedy trzeba by go jakoś przewieźć, a jest uwalany jak nieboskie po całej wyprawie i chyba nawet przez trzy foliówki by ubrudził wszystko dookoła, a mam przy sobie tylko jedną i to marną.
Zjechałem jednak bez przygód i od razu wziąłem się za wymianę. Okazało się, że pękła akurat spinka (przypadek? Nie sądzę... ;) więc wymiana była bajeczne prosta, tylko brudząca. Wsiadłem, sprawdziłem, działa.
Na górze N. już była prawie spakowana, umyłem więc ręce, dopakowalliśmy tylko moje ciuchy i spad, bo wymeldowanie do godz. 10:30 (dziwny standard, ale to powszechne tutaj). Trochę się posnuliśmy po Rionero, bo pociąg do Foggi był dopiero o 12:16, przy okazji nieźle zmarzliśmy i próbowaliśmy ułożyć plan na dziś, bo nocleg, który mieliśmy upatrzony w Manfredonii za 27 EUR ktoś nam zajął, a inne były znacznie droższe :/
W końcu stanęło na tym, że jednak Mafredonia za 40 EUR - trudno. Chyba że się uda Warmshowers, bo jeden ktoś tam mieszka, napisaliśmy więc wiadomość już z pociągu (pociąg po 4,35 na osobę, biletów na rowery po 3,50 nie kupiliśmy i słusznie, bo konduktor ich nie wymagał :p) i jedziemy na stojąco, bo miejsc na rowery nie ma (może dlatego nie ma i biletów? :p), stoją blokując drzwi wejściowe i trzeba je trzymać na zakrętach :p
Po półtorej godziny jazdy jesteśmy w Foggi, gdzie jest znacznie cieplej, bo ok. 20 stopni (jednak 600 metrów różnicy wysokości robi swoje). Ruszamy do Manfredonii. Próbuję wrzucić z młynka na średni blat i chrup (tym razem małe chrup ;) - nie wchodzi. Oglądam i widzę, że poranna awaria polegała nie tylko na zerwaniu łańcucha, ale też na przekrzywieniu (?) wózka przerzutki w ten sposób, że teraz zahacza o duży blat i można jechać tylko na młynku. Noż kurna... Próby prostowania ręką nie przyniosły rezultatów i wygląda na to, że trzeba zawieźć do serwisu albo kupić nową przerzutkę. Szybkie poszukiwania w guglu ujawniają sklepy rowerowe, ale nie serwisy. Jedziemy. Na młynku więc max 18 kmh :P Oczywiście we wszystkich 4 sklepach jest obecnie sjesta!
Rada w radę postanawiamy nie ryzykować i zostać w Foggii. Raz, że samodzielna naprawa nie musi się udać, a dwa, że jazda do Manfredonii (37 km) na młynku nie będzie zbyt szybka, a jest już 14:30 i do zmroku zostały 2 godziny. Trudno, zostajemy. Najtańszy nocleg 39 EUR. Drogo, ale co zrobić...? Przynajmniej okazuje się być blisko i fajny :)
Dzięki temu już po godz. 15 biorę się za naprawę przerzutki z zamiarem, że jeśli polegnę, to od 17 są czynne sklepy. Jednak o dziwo udaje się i to szybko. Podniosłem całą obejmę przerzutki na sztycy tak, że nie zahacza. Działa nieidealnie (przy zrzucaniu z blatu zrzuca od razu na młynek, ale potem można wrzucić z młynka na środkowy), ale jednak działa i to poprawnie! Mimo krzywego wózka! Wow!
No to jedziemy jutro dalej, hurra! :)
Prosta kreska to przejazd pociągiem
Więc ubieram się i zjeżdżam, uważając, żeby nie ruszyć pedałami, bo jak pęknięte ogniwko gdzieś wklinuję, to mogę już nie wyciągnąć. Co prawda mógłbym zdemontować łańcuch, ale wtedy trzeba by go jakoś przewieźć, a jest uwalany jak nieboskie po całej wyprawie i chyba nawet przez trzy foliówki by ubrudził wszystko dookoła, a mam przy sobie tylko jedną i to marną.
Zjechałem jednak bez przygód i od razu wziąłem się za wymianę. Okazało się, że pękła akurat spinka (przypadek? Nie sądzę... ;) więc wymiana była bajeczne prosta, tylko brudząca. Wsiadłem, sprawdziłem, działa.
Na górze N. już była prawie spakowana, umyłem więc ręce, dopakowalliśmy tylko moje ciuchy i spad, bo wymeldowanie do godz. 10:30 (dziwny standard, ale to powszechne tutaj). Trochę się posnuliśmy po Rionero, bo pociąg do Foggi był dopiero o 12:16, przy okazji nieźle zmarzliśmy i próbowaliśmy ułożyć plan na dziś, bo nocleg, który mieliśmy upatrzony w Manfredonii za 27 EUR ktoś nam zajął, a inne były znacznie droższe :/
W końcu stanęło na tym, że jednak Mafredonia za 40 EUR - trudno. Chyba że się uda Warmshowers, bo jeden ktoś tam mieszka, napisaliśmy więc wiadomość już z pociągu (pociąg po 4,35 na osobę, biletów na rowery po 3,50 nie kupiliśmy i słusznie, bo konduktor ich nie wymagał :p) i jedziemy na stojąco, bo miejsc na rowery nie ma (może dlatego nie ma i biletów? :p), stoją blokując drzwi wejściowe i trzeba je trzymać na zakrętach :p
Po półtorej godziny jazdy jesteśmy w Foggi, gdzie jest znacznie cieplej, bo ok. 20 stopni (jednak 600 metrów różnicy wysokości robi swoje). Ruszamy do Manfredonii. Próbuję wrzucić z młynka na średni blat i chrup (tym razem małe chrup ;) - nie wchodzi. Oglądam i widzę, że poranna awaria polegała nie tylko na zerwaniu łańcucha, ale też na przekrzywieniu (?) wózka przerzutki w ten sposób, że teraz zahacza o duży blat i można jechać tylko na młynku. Noż kurna... Próby prostowania ręką nie przyniosły rezultatów i wygląda na to, że trzeba zawieźć do serwisu albo kupić nową przerzutkę. Szybkie poszukiwania w guglu ujawniają sklepy rowerowe, ale nie serwisy. Jedziemy. Na młynku więc max 18 kmh :P Oczywiście we wszystkich 4 sklepach jest obecnie sjesta!
Rada w radę postanawiamy nie ryzykować i zostać w Foggii. Raz, że samodzielna naprawa nie musi się udać, a dwa, że jazda do Manfredonii (37 km) na młynku nie będzie zbyt szybka, a jest już 14:30 i do zmroku zostały 2 godziny. Trudno, zostajemy. Najtańszy nocleg 39 EUR. Drogo, ale co zrobić...? Przynajmniej okazuje się być blisko i fajny :)
Dzięki temu już po godz. 15 biorę się za naprawę przerzutki z zamiarem, że jeśli polegnę, to od 17 są czynne sklepy. Jednak o dziwo udaje się i to szybko. Podniosłem całą obejmę przerzutki na sztycy tak, że nie zahacza. Działa nieidealnie (przy zrzucaniu z blatu zrzuca od razu na młynek, ale potem można wrzucić z młynka na środkowy), ale jednak działa i to poprawnie! Mimo krzywego wózka! Wow!
No to jedziemy jutro dalej, hurra! :)
Prosta kreska to przejazd pociągiem
- DST 17.76km
- Czas 01:30
- VAVG 11.84km/h
- VMAX 49.40km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 628m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 29 października 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wycieczka
Amici de Bici, dz. 85, ever(restowy)*
Miała być tylko wycieczka do jaskini Melissana (z jeziorem w środku!) i ewentualnie na plażę Myrtos (na którą jednak zabrakło nam ochoty), a wyszło jak zwykle, bo okazało się, że jadąc do jaskini trzeba zrobić przymusowo 1/3 biga. No to jak to, nie zrobić od razu reszty, tylko jutro rano, być może w deszczu, bo prognoza marna, znów robić tę 1/3? I potem jeszcze 2/3 ;)
Poros - Digaleto - Sami - Melissana (fajna, ale nie aż tak fajna, jak się spodziewałem) - Sami - Digaleto - Enos de Kefalonia (big) - Digaleto - Poros.
W ten sposób mam zrobiony panteon bigów greckich. Tzn. został jeden, ale na północy przy samej bułgarskiej granicy, więc to kiedyś przy jakiejś bułgarskiej okazji ;)
Silny wiatr N, a momentami W. Generalnie robił wszystko, żeby maksymalnie uprzykrzyć podjazdy :p
Poros - Digaleto - Sami - Melissana (fajna, ale nie aż tak fajna, jak się spodziewałem) - Sami - Digaleto - Enos de Kefalonia (big) - Digaleto - Poros.
W ten sposób mam zrobiony panteon bigów greckich. Tzn. został jeden, ale na północy przy samej bułgarskiej granicy, więc to kiedyś przy jakiejś bułgarskiej okazji ;)
Silny wiatr N, a momentami W. Generalnie robił wszystko, żeby maksymalnie uprzykrzyć podjazdy :p
- DST 93.10km
- Czas 05:25
- VAVG 17.19km/h
- VMAX 57.75km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 2464m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 23 października 2017
Kategoria Wycieczka, AdB, Surly-arch
Amici de Bici, dz. 79, (ever)restowy*
Zgodnie z planem o 10:30 wsiadłem w autobus do Karpenisi (cena 5,20, rower gratis!) i wysiadłem o 11:40 w Agios Georgios. Początek podjazdu łatwy - wzdłuż rzeki. Potem serpentyny 7-9% na pierwszą przełęcz. W Tymfristos złapał mnie deszcz. Dłuższą chwilę postałem pod daszkiem, zjadłem batona i banana, ale nie było co czekać, bo trzeba zdążyć na powrotny autobus, więc dalej w deszczu. Na przełęcz 1200 m dojechałem podmarznięty, bo mokry i przy 11 stopniach. Mimo, że ubrałem się w kurtkę jeszcze na podjeździe, to chyba za późno, więc zjazd zaczynałem niezbyt wygrzany, a na dole (900 metrów) było mi już strasznie zimno.
Przez Karpenisi trochę płaskiego, a trochę podjazdu zbyt lekkiego by się rozgrzać, więc w miasteczku stanąłem pod marketem, wlazłem do środka i tam próbowałem złapać trochę ciepła, ale niezbyt skutecznie, bo wszędzie pełno lodówek :P Wreszcie zaczął się prawdziwy podjazd (10-12%), więc po ok. kilometrze było mi ciepło. Stanąłem na siku i kolejnego batona, zdjąłem kurtkę (deszcz bardzo zelżał, a potem nawet na chwilę ustał!) i heja.
Do 1400 szło jak po maśle, ale wyżej mocno wiało i znów zaczęło padać, a temperatura spadła do 6 stopni, więc pomny doświadczenia z poprzedniej przełęczy wcześniej założyłem kurtkę i resztę podjechałem już w niej. Oczywiście kompletnie ją zapociłem, ale przynajmniej nie zmarzłem.
Na górze (1860 m) jest stacja narciarska, ale o tej porze roku całkowite odludzie. Szukałem jakiegoś schronienia przed wiatrem i deszczem, ale znalazł się tylko tunel drogowy. Dobre i to. Szybka przebiórka w suche, a mimo pośpiechu pod koniec postoju miałem już całkiem zgrabiałe ręce, bo od dłuższego czasu było 6 stopni. Albo z jakiegoś innego powodu, cholera wie - tak nagle to się stało... W każdym razie zjazd zacząłem zbyt lekko ubrany na tę temperaturę (nie miałem więcej ciuchów dziś ze sobą - błąd) i na dodatek ze zgrabiałymi rękami. W połowie zjazdu (ok. 1400) przestałem mieć siłę zaciskać klamki hamulcowe. Jakimś cudem jednak stanąłem (w zacisznym wreszcie miejscu) i pokręciłem wiatrak ramionami. Pomogło dość szybko, ale ukłucia i ból, który poczułem w palcach dowodzą, że do odmrożenia nie było daleko...
Reszta zjazdu już spoko - zmokłem, ale bez dramatu. Na autobus zdążyłem akurat, żeby spokojnie kupić bilet i zdążyć dopilnować pakowania roweru do luku (tak mądrze pakowali, że gdyby nie moja interwencja, że rower najpierw, a później bagaże wokół niego, a nie odwrotnie(!), to w życiu by się nie zmieścił...), a potem trząść się z zimna w autobusie przez całą drogę. Nawet nie było w nim zimno (ciepło też nie - licznik pokazał 18 stopni), ale po prostu zbyt przemarznięty byłem :p
Ogólnie kolejny big, który nie był tylko spacerkiem po górach a Przygodą. Jak zwykle - polecam :)
Przez Karpenisi trochę płaskiego, a trochę podjazdu zbyt lekkiego by się rozgrzać, więc w miasteczku stanąłem pod marketem, wlazłem do środka i tam próbowałem złapać trochę ciepła, ale niezbyt skutecznie, bo wszędzie pełno lodówek :P Wreszcie zaczął się prawdziwy podjazd (10-12%), więc po ok. kilometrze było mi ciepło. Stanąłem na siku i kolejnego batona, zdjąłem kurtkę (deszcz bardzo zelżał, a potem nawet na chwilę ustał!) i heja.
Do 1400 szło jak po maśle, ale wyżej mocno wiało i znów zaczęło padać, a temperatura spadła do 6 stopni, więc pomny doświadczenia z poprzedniej przełęczy wcześniej założyłem kurtkę i resztę podjechałem już w niej. Oczywiście kompletnie ją zapociłem, ale przynajmniej nie zmarzłem.
Na górze (1860 m) jest stacja narciarska, ale o tej porze roku całkowite odludzie. Szukałem jakiegoś schronienia przed wiatrem i deszczem, ale znalazł się tylko tunel drogowy. Dobre i to. Szybka przebiórka w suche, a mimo pośpiechu pod koniec postoju miałem już całkiem zgrabiałe ręce, bo od dłuższego czasu było 6 stopni. Albo z jakiegoś innego powodu, cholera wie - tak nagle to się stało... W każdym razie zjazd zacząłem zbyt lekko ubrany na tę temperaturę (nie miałem więcej ciuchów dziś ze sobą - błąd) i na dodatek ze zgrabiałymi rękami. W połowie zjazdu (ok. 1400) przestałem mieć siłę zaciskać klamki hamulcowe. Jakimś cudem jednak stanąłem (w zacisznym wreszcie miejscu) i pokręciłem wiatrak ramionami. Pomogło dość szybko, ale ukłucia i ból, który poczułem w palcach dowodzą, że do odmrożenia nie było daleko...
Reszta zjazdu już spoko - zmokłem, ale bez dramatu. Na autobus zdążyłem akurat, żeby spokojnie kupić bilet i zdążyć dopilnować pakowania roweru do luku (tak mądrze pakowali, że gdyby nie moja interwencja, że rower najpierw, a później bagaże wokół niego, a nie odwrotnie(!), to w życiu by się nie zmieścił...), a potem trząść się z zimna w autobusie przez całą drogę. Nawet nie było w nim zimno (ciepło też nie - licznik pokazał 18 stopni), ale po prostu zbyt przemarznięty byłem :p
Ogólnie kolejny big, który nie był tylko spacerkiem po górach a Przygodą. Jak zwykle - polecam :)
- DST 51.87km
- Czas 03:27
- VAVG 15.03km/h
- VMAX 50.66km/h
- Temperatura 6.0°C
- Podjazdy 1884m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 października 2017
Kategoria Wycieczka, AdB, Surly-arch
Amici de Bici, dz. 77, (ever)restowy*
Nees Pagases - Volos - Chania - Pliasidhi (BIG) i z powrotem. Widoki jak zwykle na bigach na wybrzeżu - czyli niesamowite :)
Po drodze jeszcze kupiłem rozgałęźnik trójdzielny, bo wczoraj rano zostawiliśmy nasz w hotelu w Kalambace. Jak cipy! :(
Po drodze jeszcze kupiłem rozgałęźnik trójdzielny, bo wczoraj rano zostawiliśmy nasz w hotelu w Kalambace. Jak cipy! :(
- DST 70.04km
- Czas 03:42
- VAVG 18.93km/h
- VMAX 54.95km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 1568m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 19 października 2017
Kategoria Wycieczka, AdB, Surly-arch
Amici de Bici, dz. 75, (ever)restowy*
Rundka po Meteorach, w tym Megalo Meteoro (big). Przewidoki! :)
- DST 19.02km
- Teren 0.30km
- Czas 01:10
- VAVG 16.30km/h
- VMAX 52.85km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 464m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 16 października 2017
Kategoria Surly-arch, Wycieczka, AdB
Amici de Bici, dz. 72, (ever)restowy*
Wycieczka na biga Mikro Papingo z N :)
Oprócz tego oglądanie fantastycznych widoków w okolicach Vikos Gorge (najgłębszy gorge świata!), w tym Papingo Rock Pools. Papingo rocks! :)
Oprócz tego oglądanie fantastycznych widoków w okolicach Vikos Gorge (najgłębszy gorge świata!), w tym Papingo Rock Pools. Papingo rocks! :)
- DST 39.75km
- Czas 02:45
- VAVG 14.45km/h
- VMAX 51.48km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 1061m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 września 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wycieczka
Amici de Bici, dz. 56, czyli Matka jest tylko jedna
Do Kanionu Matka i z powrotem. Matka ciekawsza od Macochy, ale niewiele. Generalnie bez rewelacji.

Wieczorem na kolację do centrum i porobić trochę fotek Skopje nocą. Również obie te rzeczy bez szału. Pora ruszać dalej :)

Wieczorem na kolację do centrum i porobić trochę fotek Skopje nocą. Również obie te rzeczy bez szału. Pora ruszać dalej :)
- DST 37.73km
- Teren 1.10km
- Czas 02:13
- VAVG 17.02km/h
- VMAX 40.10km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 159m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 29 września 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wycieczka
Amici de Bici, dz. 55, po mieście
Skopje. Długo by pisać, a mnóstwo już na temat Skopja w internecie napisano, również polskim. Generalnie się zgadzam, że kicz, chała i tandeta, aczkolwiek mnie się (może z przekory) podoba :)
A ponadto okazało się, że niejednemu psu burek... dano do zjedzenia :)

A ponadto okazało się, że niejednemu psu burek... dano do zjedzenia :)

- DST 24.10km
- Teren 1.00km
- Czas 01:40
- VAVG 14.46km/h
- VMAX 30.84km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 33m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 25 września 2017
Kategoria Surly-arch, AdB, Wycieczka
Amici de Bici, dz. 51, (ever)restowy*
Raszka - Rudnica - Kapaonik (BIG) i z powrotem. Chłodno, na starcie 14 stopni, na górze 9, pochmurno, a pod koniec zaczęło nawet kropić i rozpadało się, jak już wróciłem do hotelu. Coś nas nie rozpieszcza ta bałkańska wczesna jesień...

Podjazd solidny, z miejscami za 12%, ale przez większość czasu 8% i spora różnica poziomów - ponad 1300 metrów. Nic strasznego, taki mocny średniak. Ale nie wstyd przed Ryśkiem, że akurat taki się trafił jako mój big nr 300 :)
* (c) Huann

Podjazd solidny, z miejscami za 12%, ale przez większość czasu 8% i spora różnica poziomów - ponad 1300 metrów. Nic strasznego, taki mocny średniak. Ale nie wstyd przed Ryśkiem, że akurat taki się trafił jako mój big nr 300 :)
* (c) Huann
- DST 62.33km
- Czas 03:16
- VAVG 19.08km/h
- VMAX 54.95km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 1570m
- Sprzęt arch-Surly
- Aktywność Jazda na rowerze