Informacje

  • Wszystkie kilometry: 215762.73 km
  • Km w terenie: 5228.95 km (2.42%)
  • Czas na rowerze: 433d 05h 30m
  • Prędkość średnia: 20.75 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl
Jak to drzewiej bywało: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaprzyjaźnione blogi i strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy aard.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Środa, 31 lipca 2019 Kategoria !Surlier, Wyprawa

Alpaga solo, dz. 19

Dziś od rana miałem skok w bok na biga Fluelapass. Wstałem o 6, ale jakoś tak się ślimaczyłem, że wyjechałem dopiero o 7:45, mimo że nie zwijałem obozu. Masakra! O dziwo potem okazało się, że czasu na przejechanie dziennej trasy wystarczyło spoko.

Pierwsze 7 km to dalsza jazda w dół doliny, ale tym razem już "prawidłowo" pod wiatr (lekki). W Susch odbiłem w lewo na przełęcz. Jechało się dobrze. Jeden postój na 1000m podjazdu to raczej spoko wynik jak na mnie. Było chłodno, na dole 14 st, na górze 11, więc na podjazd idealnie. Gorzej, że jak się zameldowałem na górze, to... zaczęło padać. Lekko, ale konsekwentnie. Ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz? (jak mówi Serwecz) ;) W Susch (jak sama nazwa wskazuje ;) lało już konkretnie. Na koniec zjazdu stanąłem w Coopie w Zernez z mocnym postanowieniem, że ostatnie monety frankowe (miałem tego aż 8,50!) wydam na ovomaltynę (rodzaj nutelli, ale z czymś chrupiącym w środku - pyszne! I dostępne tylko w Szwajcarii oraz wybranych sklepach w Niemczech i Francji) i chleb. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że chleb kosztuje tutaj... 1,15 CHF. Do tej pory normą były 3-4! Łaziłem po sklepie, próbując znaleźć coś, co by mi się przydało i kosztowało 3 franki, ale nic nie znalazłem. W końcu stwierdziłem, że trudno, poleżą do następnej okazji.

Tymczasem padało przez cały zjazd i po powrocie na kemping również. Na szczęście przed wyjazdem schowałem prawie suche ciuchy do namiotu, więc nie zamokły. Ale namiot już tak, oczywiście. Zwinąłem więc obóz, w tym mokry namiot i pojechałem do kuchni, gdzie miałem zostawione w lodówce całe żarcie. Zjadłem resztkę wczorajszej paelli, spakowałem pozostałe rzeczy i w drogę. Była 11:45 i chwilowo nawet nie padało...

Początek dalszej trasy to pierwsza połowa podjazdu na Ofenpass, która to przełęcz mam już zaliczoną z dwóch stron, ale trudno, ten kawałek trzeba podjechać. Ciekawe, czy tunel, który prowadzi z połowy podjazdu na włoską stronę, ma zakaz dla rowerów... Z 400 m podjazdu ok 2/3 przejechałem po tylko mocno mokrej szosie, ale resztę już w deszczu. Również zjazd przed tunelem był na mokro. A tunel oczywiście z zakazem! Napisano, że złapany rowerzysta zapłaci 200 CHF kary przy pierwszym przewinieniu i... 1000 przy recydywie! Niezła sumka! Ale napisali też, że kursują tu specjalne "shuttlebusy" dla rowerzystów i podali rozkład jazdy. Najbliższy za godzinę. Tragedii nie ma, jakoś przeczekam, jest daszek... Ledwie zacząłem się ubierać cieplej na czekanie, a tu wola mnie ktoś, kto się okazuje kierowcą takiego shuttlebusa i mówi, że odjeżdża, jak tylko światło zmieni się na zielone, więc, żebym wskakiwał! A światło dlatego, że tunel jest bardzo wąski i obowiązuje ruch wahadłowy. No to wskakuję, cena przejazdu 6 EUR lub 6 CHF. Szkoda, że zostały mi tylko 3 CHF... W tym pośpiechu nie udało mi się dogrzebać do moich skitranych w sakwie drobnych euro, których było na pewno ponad 3. Pewnie by przyjął 3CHF+3EUR, ale cóż, stało się, zapłaciłem w euro. Potem się zresztą okazało, że ta kasa to nie dla niego. Po włoskiej stronie jest bramka (która wygląda tak, jakby sam przejazd przez tunel był płatny) i to właśnie tam pobiera się tę kasę. Więc co ma z tego ten kierowca (wyglądał na prywatną firmę, a nie część "konsorcjum autostradowego"), to nie mam pojęcia. Ale pewnie ma działkę od tych bramkowych, bo żadnej dodatkowej kasy za bilet od nas - obecnych na pokładzie rowerzystów - nie wziął.

Po włoskiej stronie wyraźnie cieplej i nie pada. Nawet słoneczko trochę prześwieca - wiadomo, słoneczna Italia! :)

Dalsza droga to długa seria półtuneli wzdłuż jeziora zaporowego Lago di Livigno, a potem samo miasteczko Livigno - typowy kurort nieróżniący się specjalnie od szwajcarskich. A potem się już naprawdę ładnie rozpogodziło, zrobiło się wręcz gorąco, więc... zacząłem podjazd na biga :P

Passo del Foscagno mieliśmy robić, gdy byłem w Alpach w roku 2008 z Transatlantykiem i Wilkiem. Niestety na poprzedniej przełęczy (Forcola di Livigno) zatrzymał nas pięciometrowy śnieg i w ogóle nie dotarliśmy pod Foscagno. Ale tym razem spoko - gorąco, wiatr w ryj, ale wjechać muszę! Podjazd jeszcze z dwustumetrowym zjazdem pośrodku, na którym schowało się słońce i natychmiast zrobiło się znów 15 stopni, ale cóż mnie już mogło zatrzymać! ;) Oczywiście wjechałem, a zemsta była słodka! :)

Potem jeszcze dłuuugi zjazd do Bormio (z długimi i denerwującymi wypłaszczeniami, na których się pociłem, bo na samym zjeździe było zimno, więc ubrałem się ciepło) i wreszcie kemping Cima Piazzi w Cepina.


Fajnie wygląda, bo drewniany budynek główny z belek oraz tarasowaty układ pola są dość widowiskowe, ale standard raczej przeciętny. W szczególności ciężko o prąd, bo z żadnej piazzoli, która mi zaproponowano nie da się dostać do skrzynki. Ale niech tam, w Szwajcarii też były problemy z prądem, a sobie radziłem :) Cena 15 EUR plus 1 EUR za prysznic. Dość drogo, ale w końcu to alta stagione ;)


  • DST 110.10km
  • Czas 05:48
  • VAVG 18.98km/h
  • VMAX 57.28km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 2159m
  • Sprzęt Surlier
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl