Sobota, 8 czerwca 2019
Kategoria Surly-arch, Wyprawa
Amico di bico, dz. 32 - powrotny
Na lotnisko w Alghero. Ślad poniżej przedstawia całość pobytu w Alghero (dojazd z autobusu na kwaterę, wyskok po zakupy i dojazd na lotnisko)
Udało się! Rama się nie rozpadła! Potem już tylko pozostało mi zdemontować i opakować rower oraz czekać na samolot. Do domu dotarłem ok północy. Smuteczek...
Podsumowanie wyprawy Amico di Bico, czyli MezzItalia i CeS:
Całkowity dystans wyprawy: 2 205,73 km, średnio dziennie 74,76 km bez dnia 0 i trzech dni na końcu, kiedy starałem się jechać jak najmniej a nie jak najwięcej ;) Tak czy owak marniutko.
Całkowita suma podjazdów: 38 314 m, czyli 1 737 m / 100 km. Tu zacnie, widać, że łatwo nie było
Zaliczonych bigów: 23, wcale nie tak dużo, bo średnio raptem 0,8 biga dziennie. To było spowodowane tym, że w okolicach, w których jeździłem (oprócz Sardynii), już wcześniej sporo bigów miałem zaliczone, a teraz raczej "czyściłem pozostałości". No i się udało: jedyne bigi, jakie mi pozostały do zrobienia we Włoszech, leżą w Alpach. W sumie to smutno, bo kocham bigi i Italię... :( Ale widać też po nasyceniu trasy podjazdami, że we Włoszech nie tylko na bigach jest co popodjeźdżać ;)
Ogólnie wyprawa fantastyczna! Muszę przyznać, że bałem się samotnej jazdy, wcześniej próbowałem solowe kilkudniówki i zawsze było jakoś tak "łyso". Teraz odważyłem się zaryzykować, bo miał do mnie w trzecim tygodniu dołączyć Serwecz. Nie dołączył, bo złapał kontuzję, a ja będąc już na miejscu postanowiłem kontynuować w pojedynkę. I to była dobra decyzja. Nie było ani łyso, ani smutno, ani samotnie. Oczywiście tęskniłem za domem, przede wszystkim za N., ale pobyt i jazda po Italii były przyjemnością a nie czekaniem końca. Może także dlatego, że przez ostatnią zimę naprawdę nieźle nauczyłem się włoskiego i teraz z lubością go praktykowałem :)
W każdym razie na tyle zachęciłem się do samotnych wypraw, ze jeszcze na ten rok planuje dwie kolejne! (o ile lata mi nie zabraknie ;) aczkolwiek już nie do Italii. Ciekawe czy w kraju, którego rodzimego języka nie znam, samotność będzie bardziej doskwierała ;)
Na minus natomiast pogoda. Spodziewałem się śródziemnomorskiej wiosny, czyli czegoś w rodzaju polskiego lata, tylko z mniejszą ilością deszczu. Tymczasem deszczu było w bród, śniegu też trochę, a temperatury nie rozpieszczały. Nie wiem jakim cudem nie popsuło mi to przyjemności z wyprawy, ale nie popsuło :)
Udało się! Rama się nie rozpadła! Potem już tylko pozostało mi zdemontować i opakować rower oraz czekać na samolot. Do domu dotarłem ok północy. Smuteczek...
Podsumowanie wyprawy Amico di Bico, czyli MezzItalia i CeS:
Całkowity dystans wyprawy: 2 205,73 km, średnio dziennie 74,76 km bez dnia 0 i trzech dni na końcu, kiedy starałem się jechać jak najmniej a nie jak najwięcej ;) Tak czy owak marniutko.
Całkowita suma podjazdów: 38 314 m, czyli 1 737 m / 100 km. Tu zacnie, widać, że łatwo nie było
Zaliczonych bigów: 23, wcale nie tak dużo, bo średnio raptem 0,8 biga dziennie. To było spowodowane tym, że w okolicach, w których jeździłem (oprócz Sardynii), już wcześniej sporo bigów miałem zaliczone, a teraz raczej "czyściłem pozostałości". No i się udało: jedyne bigi, jakie mi pozostały do zrobienia we Włoszech, leżą w Alpach. W sumie to smutno, bo kocham bigi i Italię... :( Ale widać też po nasyceniu trasy podjazdami, że we Włoszech nie tylko na bigach jest co popodjeźdżać ;)
Ogólnie wyprawa fantastyczna! Muszę przyznać, że bałem się samotnej jazdy, wcześniej próbowałem solowe kilkudniówki i zawsze było jakoś tak "łyso". Teraz odważyłem się zaryzykować, bo miał do mnie w trzecim tygodniu dołączyć Serwecz. Nie dołączył, bo złapał kontuzję, a ja będąc już na miejscu postanowiłem kontynuować w pojedynkę. I to była dobra decyzja. Nie było ani łyso, ani smutno, ani samotnie. Oczywiście tęskniłem za domem, przede wszystkim za N., ale pobyt i jazda po Italii były przyjemnością a nie czekaniem końca. Może także dlatego, że przez ostatnią zimę naprawdę nieźle nauczyłem się włoskiego i teraz z lubością go praktykowałem :)
W każdym razie na tyle zachęciłem się do samotnych wypraw, ze jeszcze na ten rok planuje dwie kolejne! (o ile lata mi nie zabraknie ;) aczkolwiek już nie do Italii. Ciekawe czy w kraju, którego rodzimego języka nie znam, samotność będzie bardziej doskwierała ;)
Na minus natomiast pogoda. Spodziewałem się śródziemnomorskiej wiosny, czyli czegoś w rodzaju polskiego lata, tylko z mniejszą ilością deszczu. Tymczasem deszczu było w bród, śniegu też trochę, a temperatury nie rozpieszczały. Nie wiem jakim cudem nie popsuło mi to przyjemności z wyprawy, ale nie popsuło :)
- DST 14.28km
- Czas 00:52
- VAVG 16.48km/h
- VMAX 26.74km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 48m
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!