Wpisy archiwalne w kategorii
Użytkowo
Dystans całkowity: | 52823.53 km (w terenie 335.94 km; 0.64%) |
Czas w ruchu: | 2594:00 |
Średnia prędkość: | 20.36 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.70 km/h |
Suma podjazdów: | 199315 m |
Suma kalorii: | 2456 kcal |
Liczba aktywności: | 3299 |
Średnio na aktywność: | 16.01 km i 0h 47m |
Więcej statystyk |
Po mieście z N :)
- DST 12.21km
- Czas 00:39
- VAVG 18.78km/h
- VMAX 23.50km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 41m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście
- DST 16.45km
- Czas 00:47
- VAVG 21.00km/h
- VMAX 31.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 61m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście
- DST 10.24km
- Czas 00:30
- VAVG 20.48km/h
- VMAX 25.50km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 36m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście
- DST 10.03km
- Czas 00:29
- VAVG 20.75km/h
- VMAX 28.50km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 30m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście
- DST 27.95km
- Teren 1.30km
- Czas 01:17
- VAVG 21.78km/h
- VMAX 33.50km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 116m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze
Po mieście
- DST 8.11km
- Czas 00:26
- VAVG 18.72km/h
- VMAX 28.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 29m
- Sprzęt Batavus
- Aktywność Jazda na rowerze
Alpaga solo, dzień 28, dzień powrotu
Ok 3km po Vipiteno, odcinek Bielawa - Dzierżoniów, kilkaset metrów po okolicach dworca głównego we Wrocławiu oraz Łódź Chojny - dom.
Podróż mocno wymagająca, mało snu w aucie, a potem awaria pociągu zaraz po odjeździe z Wrocławia. Stanął na Psim Polu i stał długo. Potem wróciliśmy popsutym pociągiem na Główny i czekaliśmy na zastępczy. Łączne opóźnienie przekroczyło 3 godziny, ale jakoś poszło ośle ;)
Podsumowanie wypitej Alpagi
Całkowity dystans wyprawy: 2 017,97 km, średnio dziennie 74,4 km bez dni -1 i 0 oraz dnia powrotu
Całkowita suma podjazdów: 45 152 m, czyli 2 295,5 m / 100 km. Absolutny życiowy rekord! :)
Zaliczonych bigów: 33, czyli średnio 1,22 biga dziennie (bez dni restowych 1,4). jak na Alpy - sporo, co widać po podjazdach :)
Osobiście jestem bardzo zadowolony. Udało się wypić całą uwarzoną Alpagę i chociaż pojawiły się kłopoty żołądkowe, to po krótkim zamulaniu nie wymiękliśmy lecz piliśmy dalej ;) Szczególnie Serwecz zasłużył na pochwały, bo przystąpił do picia z marszu, tuż po zaleczeniu złamanej ręki i bez przygotowania kondycyjnego, a mimo to dał radę koncertowo!
Alpy jak zwykle przepiękne, momentami zapierało dech, a brzydko nie było ani razu. Dolina na południe od Sustenenpass - bajkowa, widok na Eiger i Wetterhorn z Grosse Scheidegg - niezapomniany! Pogoda z grubsza zgoda z oczekiwaniami, tj. upały przeplatane niekiedy deszczem. W zasadzie można uznać, że znowu mieliśmy fart, bo jak zwykle mogło być pod tym względem znacznie gorzej.
Sprzętowo tym razem z dość sporymi kłopotami: rozprute sandały, rozcięta opona, przeciekający namiot. Opona już wymieniona (trochę szkoda, bo w domu mam kilka dobrych lub wręcz nowych, ale trudno, żeby na wyprawę po Europie wozić ze sobą zapasową oponę :P), natomiast sandałami a zwłaszcza namiotem muszę się zająć teraz. Trochę lipa, bo tanie to przedsięwzięcie nie będzie, ale oba sprzęty już się mocno zamortyzowały, nie dziwota, że przyszła pora na zmianę warty ;)
A propos kosztów, to Szwajcaria oczywiście bardzo droga, zwłaszcza noclegi we włoskiej części niemiło zaskoczyły cenami. W sklepach - o ile się uważa - można wydawać niewiele więcej niż we Włoszech, ale o jedzeniu np. mięsa można w takiej sytuacji zapomnieć. Jajka są już luksusem (3 CHF za 10 sztuk najtańszych). Tym razem jednak udało się wydać stosunkowo mało, bo kompletnie zrezygnowałem z kupowania napojów, a woda w Alpach jest w każdej wsi; czysta, zimna i zdrowa :)
O dziwo zabrakło mi pod koniec benzyny ekstrakcyjnej. Wzięliśmy 1,5 litra, ale jednak okazało się to za mało. Pewnie za dużo makaronu gotowaliśmy :P
Ostatni znaczący plus to powrót: nieoczekiwanie udało się wrócić szybciej, wcześniej, taniej i wygodniej niż było planowane. Wielkie podziękowania dla Marcina, Norbiego i p. Krystiana z Bielawy za organizację i pomoc! Chapeau bas!
Podróż mocno wymagająca, mało snu w aucie, a potem awaria pociągu zaraz po odjeździe z Wrocławia. Stanął na Psim Polu i stał długo. Potem wróciliśmy popsutym pociągiem na Główny i czekaliśmy na zastępczy. Łączne opóźnienie przekroczyło 3 godziny, ale jakoś poszło ośle ;)
Podsumowanie wypitej Alpagi
Całkowity dystans wyprawy: 2 017,97 km, średnio dziennie 74,4 km bez dni -1 i 0 oraz dnia powrotu
Całkowita suma podjazdów: 45 152 m, czyli 2 295,5 m / 100 km. Absolutny życiowy rekord! :)
Zaliczonych bigów: 33, czyli średnio 1,22 biga dziennie (bez dni restowych 1,4). jak na Alpy - sporo, co widać po podjazdach :)
Osobiście jestem bardzo zadowolony. Udało się wypić całą uwarzoną Alpagę i chociaż pojawiły się kłopoty żołądkowe, to po krótkim zamulaniu nie wymiękliśmy lecz piliśmy dalej ;) Szczególnie Serwecz zasłużył na pochwały, bo przystąpił do picia z marszu, tuż po zaleczeniu złamanej ręki i bez przygotowania kondycyjnego, a mimo to dał radę koncertowo!
Alpy jak zwykle przepiękne, momentami zapierało dech, a brzydko nie było ani razu. Dolina na południe od Sustenenpass - bajkowa, widok na Eiger i Wetterhorn z Grosse Scheidegg - niezapomniany! Pogoda z grubsza zgoda z oczekiwaniami, tj. upały przeplatane niekiedy deszczem. W zasadzie można uznać, że znowu mieliśmy fart, bo jak zwykle mogło być pod tym względem znacznie gorzej.
Sprzętowo tym razem z dość sporymi kłopotami: rozprute sandały, rozcięta opona, przeciekający namiot. Opona już wymieniona (trochę szkoda, bo w domu mam kilka dobrych lub wręcz nowych, ale trudno, żeby na wyprawę po Europie wozić ze sobą zapasową oponę :P), natomiast sandałami a zwłaszcza namiotem muszę się zająć teraz. Trochę lipa, bo tanie to przedsięwzięcie nie będzie, ale oba sprzęty już się mocno zamortyzowały, nie dziwota, że przyszła pora na zmianę warty ;)
A propos kosztów, to Szwajcaria oczywiście bardzo droga, zwłaszcza noclegi we włoskiej części niemiło zaskoczyły cenami. W sklepach - o ile się uważa - można wydawać niewiele więcej niż we Włoszech, ale o jedzeniu np. mięsa można w takiej sytuacji zapomnieć. Jajka są już luksusem (3 CHF za 10 sztuk najtańszych). Tym razem jednak udało się wydać stosunkowo mało, bo kompletnie zrezygnowałem z kupowania napojów, a woda w Alpach jest w każdej wsi; czysta, zimna i zdrowa :)
O dziwo zabrakło mi pod koniec benzyny ekstrakcyjnej. Wzięliśmy 1,5 litra, ale jednak okazało się to za mało. Pewnie za dużo makaronu gotowaliśmy :P
Ostatni znaczący plus to powrót: nieoczekiwanie udało się wrócić szybciej, wcześniej, taniej i wygodniej niż było planowane. Wielkie podziękowania dla Marcina, Norbiego i p. Krystiana z Bielawy za organizację i pomoc! Chapeau bas!
- DST 13.55km
- Czas 00:43
- VAVG 18.91km/h
- VMAX 35.87km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 13m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Alpaga solo, dz. 26, restowo-przemieszeniowy
Rano o dziwo nie padało, ale prognoza była fatalna. Więc zdecydowałem się na wymyślony wczoraj manewr, tj: skoro ten kemping jest słabiutki i drogi, a pogoda nie rozpieszcza, to przemieszczam się pociągiem do Vipiteno. Stamtąd mogę stacjonarnie zrobić dwa bigi, a potem ruszyć dalej. W ten sposób zamiast czekać na pogodę w Bolzano, a nazajutrz jechać przez Pennes, zrobię Pennes i Monte Giovo jednego dnia i będę gotów do ruszenia wraz z poprawą pogody. Tak przynajmniej wygląda plan.
Zwijam się więc zupełnie bez pośpiechu, na luziku, próbując dosuszyć namiot. Bezskutecznie, aczkolwiek jak go w końcu zwijam, to nie jest całkiem mokry, a jedynie wilgotny. Sukces! :P Kemping opuszczam o 10:45 :P
Na początek zakupy w Eurosparze (jest tu parę rzeczy, których nie ma w dyskontach, a tym bardziej w Polsce, więc wykonam mały mrówczy import :P), potem w Acqua e Sapone (j.w), potem jeszcze zwiedzam Aldiego, bo dotychczas w żadnym włoskim Aldim nie bylem, nawet nie wiedziałem, że tu są! Ale akurat Aldi nie zaskoczył niczym szczególnym, asortyment podobny do Lidla tylko ciut uboższy. Wreszcie idę na od dawna zasłużoną pizzę. Z karczochami i pomidorami, mniam! :)
Doczekawszy się pociągu (od rana nie wiedzieć czemu nie jeżdżą, pierwszy jest dopiero o godz. 13) zmierzam na dworzec. Podróż przebiega bez przygód i o 14:30 jestem w Vipiteno. Tu już pada. Ledwo mży, ale jednak. Po kolejnych zakupach (tym razem Lidl, do którego w Bolzano było akurat bardzo daleko), zmierzam już na sucho na kemping. Padają pojedyncze krople od czasu do czasu, więc idzie żyć.
Prosta kreska to pociąg.
Kemping dość przyjemny, wśród drzew, z trawą, a nie błotem, dostępem do prądu w pobliżu namiotu i przyzwoitymi sanitariatami. Jest tez wifi, stoliki z ławkami i zadaszona świetlica, ale dziś akurat zajęta jakąś imprezą. No i jest niemal dwa razy taniej niż w błocie w Bolzano! Tam nocleg kosztował 20,50 EUR, tutaj 12 :) Zostaję do piątku! :P
Czas do wieczora schodzi mi na czynnościach obozowych, jedzeniu, słuchaniu książki, przeglądaniu netu. Dobrze sobie czasem odpocząć :) Aha, no i co chwilę pada, raz słabiej, raz mocniej, ale pada. Więc głownie siedzę w namiocie, co może nie jest bardzo wygodne, ale zawsze to odpoczynek :)
A jutro ponoć pogoda ma się poprawić :)
Zwijam się więc zupełnie bez pośpiechu, na luziku, próbując dosuszyć namiot. Bezskutecznie, aczkolwiek jak go w końcu zwijam, to nie jest całkiem mokry, a jedynie wilgotny. Sukces! :P Kemping opuszczam o 10:45 :P
Na początek zakupy w Eurosparze (jest tu parę rzeczy, których nie ma w dyskontach, a tym bardziej w Polsce, więc wykonam mały mrówczy import :P), potem w Acqua e Sapone (j.w), potem jeszcze zwiedzam Aldiego, bo dotychczas w żadnym włoskim Aldim nie bylem, nawet nie wiedziałem, że tu są! Ale akurat Aldi nie zaskoczył niczym szczególnym, asortyment podobny do Lidla tylko ciut uboższy. Wreszcie idę na od dawna zasłużoną pizzę. Z karczochami i pomidorami, mniam! :)
Doczekawszy się pociągu (od rana nie wiedzieć czemu nie jeżdżą, pierwszy jest dopiero o godz. 13) zmierzam na dworzec. Podróż przebiega bez przygód i o 14:30 jestem w Vipiteno. Tu już pada. Ledwo mży, ale jednak. Po kolejnych zakupach (tym razem Lidl, do którego w Bolzano było akurat bardzo daleko), zmierzam już na sucho na kemping. Padają pojedyncze krople od czasu do czasu, więc idzie żyć.
Prosta kreska to pociąg.
Kemping dość przyjemny, wśród drzew, z trawą, a nie błotem, dostępem do prądu w pobliżu namiotu i przyzwoitymi sanitariatami. Jest tez wifi, stoliki z ławkami i zadaszona świetlica, ale dziś akurat zajęta jakąś imprezą. No i jest niemal dwa razy taniej niż w błocie w Bolzano! Tam nocleg kosztował 20,50 EUR, tutaj 12 :) Zostaję do piątku! :P
Czas do wieczora schodzi mi na czynnościach obozowych, jedzeniu, słuchaniu książki, przeglądaniu netu. Dobrze sobie czasem odpocząć :) Aha, no i co chwilę pada, raz słabiej, raz mocniej, ale pada. Więc głownie siedzę w namiocie, co może nie jest bardzo wygodne, ale zawsze to odpoczynek :)
A jutro ponoć pogoda ma się poprawić :)
- DST 18.56km
- Teren 0.72km
- Czas 01:06
- VAVG 16.87km/h
- VMAX 34.77km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 88m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Alpaga solo, dz. 17, restowy
Dzień restowy co się zowie! Miałem tyle spraw do załatwienia, że głowa mała! Ale wszystko się udało! :)
Rano udało mi się podrzucić jakiejś miłej starszej pani (oczywiście Włoszce nie Szwajcarce :p) na kempingu ręcznik do prania (reszta ciuchów czysta, ale zwykłego ręcznika nie da się sensownie uprać ręcznie, a już zaczynał śmierdzieć, a pralka okazało się, że jednak jest), więc pierwszy problem z głowy.
Potem wyruszyłem w poszukiwaniu opony. Łatwo nie było. Od rana czynny był tylko jeden sklep (w typie Decathlonu) i mieli wyłącznie Marathon Plus Tour za 50 CHF albo jakiś nołnejm za 25. Plus toura nie chcę, bo strasznie ciężki i drogi, a nołnejma strach kupić. Więc zrobiłem tylko jeszcze zakupy pyszności w Aldim i wróciłem na kemping na lunch. Resztę sklepów otwierali o 13:30-14 (a niektóre są w ogóle nieczynne w poniedziałki!). Dziwny zwyczaj, ale na szczęście miałem czas poczekać.
Po południu odwiedziłem jeszcze 5 sklepów. O Marathon Supreme nigdzie nawet nie słyszeli (!!). Oferowali mi różne Maxxisy, Vittorie i inne dziwne rzeczy, ewentualnie Schwalbe Delta Cruiser za 25 CHF. Te ostatnią z bólem bym wziął, ale postanowiłem sprawdzić wszystkie sklepy. Kiedy zostały mi już tylko dwa w szerokiej okolicy, w piątym (!) sklepie dostałem... zwykły Marathon. Nie jest to szczyt marzeń, ale jednak solidny numer dwa po Supreme, więc jak się nie ma co się lubi... Plus taki, że chociaż trochę tańszy niż byłby Supreme gdyby był dostępny, bo zwykły Marathon jest drutowy. Cena 36 CHF. W sumie chyba porównywalna z resztą świata, a że na tej oponie można ujechać daleko, więc nie narzekam. Założyłem, działa. Jutro rano w drogę! :)
Rano udało mi się podrzucić jakiejś miłej starszej pani (oczywiście Włoszce nie Szwajcarce :p) na kempingu ręcznik do prania (reszta ciuchów czysta, ale zwykłego ręcznika nie da się sensownie uprać ręcznie, a już zaczynał śmierdzieć, a pralka okazało się, że jednak jest), więc pierwszy problem z głowy.
Potem wyruszyłem w poszukiwaniu opony. Łatwo nie było. Od rana czynny był tylko jeden sklep (w typie Decathlonu) i mieli wyłącznie Marathon Plus Tour za 50 CHF albo jakiś nołnejm za 25. Plus toura nie chcę, bo strasznie ciężki i drogi, a nołnejma strach kupić. Więc zrobiłem tylko jeszcze zakupy pyszności w Aldim i wróciłem na kemping na lunch. Resztę sklepów otwierali o 13:30-14 (a niektóre są w ogóle nieczynne w poniedziałki!). Dziwny zwyczaj, ale na szczęście miałem czas poczekać.
Po południu odwiedziłem jeszcze 5 sklepów. O Marathon Supreme nigdzie nawet nie słyszeli (!!). Oferowali mi różne Maxxisy, Vittorie i inne dziwne rzeczy, ewentualnie Schwalbe Delta Cruiser za 25 CHF. Te ostatnią z bólem bym wziął, ale postanowiłem sprawdzić wszystkie sklepy. Kiedy zostały mi już tylko dwa w szerokiej okolicy, w piątym (!) sklepie dostałem... zwykły Marathon. Nie jest to szczyt marzeń, ale jednak solidny numer dwa po Supreme, więc jak się nie ma co się lubi... Plus taki, że chociaż trochę tańszy niż byłby Supreme gdyby był dostępny, bo zwykły Marathon jest drutowy. Cena 36 CHF. W sumie chyba porównywalna z resztą świata, a że na tej oponie można ujechać daleko, więc nie narzekam. Założyłem, działa. Jutro rano w drogę! :)
- DST 17.10km
- Teren 0.40km
- Czas 00:55
- VAVG 18.65km/h
- VMAX 32.17km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 84m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Alpaga na dwóch, dz. 10, restowy
Tylko do Lidla i z powrotem :)
- DST 3.64km
- Czas 00:12
- VAVG 18.20km/h
- VMAX 35.75km/h
- Temperatura 35.0°C
- Podjazdy 24m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze