Bilbao Biggins, czyli w Pirejeneje i z powrotem, dz. 11
Tak mi się nie podobał kemping, ze startuję jeszcze przed 9. Idealnie, bo od 9 czynny market (na szczęscie faktycznie czynny, bo kompletnie zapomniałem, że dziś niedziela!). Kupuję chleb i kolację na wieczór (w Hiszpanii rządzi lasagna, gotowa i zafoliowana, wystarczy podgrzać w wodzie!). Robię sobie kanapkę na drogę, żeby się pozbyć słoika od kupionego wczoraj pasztetu łososiowego i o 9:30 w drogę.
Od razu pod górę i prosto w słońce. Ogólnie pierwszy odcinek to główna ze stromymi czechami po kilkadziesiąt metrów, a potem 400 metrowa przełęcz. Łykam z jednym postojem na radlera i drugie sniadanie. Zjazd atomowy - max wyjazdu (jak dotychczas). Potem do Campo lekko pod górę, tam jem lunch na ławce pod jakąś nieczynną firmą i dzielę się kiełbasą z kotkiem, ale robi się namolny i muszę go dość obcesowo przegonić.
Dalej, jak się okazuje jest piekny, wspaniały gorge! Kręcę filmy, robię zdjęcia i pomstuje na wszechobecne czechy. No nie potrafią tu oni drogi równo poprowadzić.
A na górze gorża już Castejon, gdzie mam start na biga. Pani na stacji benzynowej nie zgadza się przechować sakw, więc zrzucam kawałek dalej w krzakach i heja. Big zacny: 1100 m podjazdu na 15 km i większość szutrowa. Po 300 m kończy się asfalt, więc nabieram wody (ostatnia cywilizacja) i lecę dalej. Tzn. raczej wloke się, bo szuter. I na dodatek znów czechy! Metry wchodzą bardzo powoli, dopiero po kilku kilometrach zaczyna się serio podjazd.
Postój robię pod jednym z ostatnich drzew, na wysokości 1600. Stad juz tylko 400 na górę, ale za to konczy się cień. Na szczęście nie ma dziś upału, ot 30 z małym hakiem. Po kolejnej godzinie (szuter) jestem wreszcie na górze. Tu juz chłodno, tylko 23 stopnie, ale w koncu to dwutysięcznik.
Foty i zjazd. Koszmarny, oczywiście, ale chociaz trochę szybszy niż podjazd. Z audiobookiem jakoś mija.
Sakwy są, więc zbieram co swoje i ostatnie 7 km w górę doliny na kemping. Tymczasem zrywa się solidny wiatr N i konkretnie przeszkadza. To już końcówka, więc trudno, ale trochę się niepokoję, bo to wygląda na burzę, no i co będzie jutro...?
Do 22 burzy póki co nie ma, więc spokojnie wszystko ogarniam, a że kemping fajny, a moje miejsce wybitne, bo bardzo na uboczu (a mimo to niezbyt daleko od kibla i żadnych schodów), to liczę wreszcie na spokojną noc. Oby!
Od razu pod górę i prosto w słońce. Ogólnie pierwszy odcinek to główna ze stromymi czechami po kilkadziesiąt metrów, a potem 400 metrowa przełęcz. Łykam z jednym postojem na radlera i drugie sniadanie. Zjazd atomowy - max wyjazdu (jak dotychczas). Potem do Campo lekko pod górę, tam jem lunch na ławce pod jakąś nieczynną firmą i dzielę się kiełbasą z kotkiem, ale robi się namolny i muszę go dość obcesowo przegonić.
Dalej, jak się okazuje jest piekny, wspaniały gorge! Kręcę filmy, robię zdjęcia i pomstuje na wszechobecne czechy. No nie potrafią tu oni drogi równo poprowadzić.
A na górze gorża już Castejon, gdzie mam start na biga. Pani na stacji benzynowej nie zgadza się przechować sakw, więc zrzucam kawałek dalej w krzakach i heja. Big zacny: 1100 m podjazdu na 15 km i większość szutrowa. Po 300 m kończy się asfalt, więc nabieram wody (ostatnia cywilizacja) i lecę dalej. Tzn. raczej wloke się, bo szuter. I na dodatek znów czechy! Metry wchodzą bardzo powoli, dopiero po kilku kilometrach zaczyna się serio podjazd.
Postój robię pod jednym z ostatnich drzew, na wysokości 1600. Stad juz tylko 400 na górę, ale za to konczy się cień. Na szczęście nie ma dziś upału, ot 30 z małym hakiem. Po kolejnej godzinie (szuter) jestem wreszcie na górze. Tu juz chłodno, tylko 23 stopnie, ale w koncu to dwutysięcznik.
Foty i zjazd. Koszmarny, oczywiście, ale chociaz trochę szybszy niż podjazd. Z audiobookiem jakoś mija.
Sakwy są, więc zbieram co swoje i ostatnie 7 km w górę doliny na kemping. Tymczasem zrywa się solidny wiatr N i konkretnie przeszkadza. To już końcówka, więc trudno, ale trochę się niepokoję, bo to wygląda na burzę, no i co będzie jutro...?
Do 22 burzy póki co nie ma, więc spokojnie wszystko ogarniam, a że kemping fajny, a moje miejsce wybitne, bo bardzo na uboczu (a mimo to niezbyt daleko od kibla i żadnych schodów), to liczę wreszcie na spokojną noc. Oby!
- DST 89.48km
- Teren 20.80km
- Czas 06:23
- VAVG 14.02km/h
- VMAX 76.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 2193m
- Sprzęt Surlier
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!